Jako się rzekło, zamieszczam pierwszy ze starych moich tekstów, które mimo upływu czasu nadal są aktualne. Na pierwszy ogień idzie artykuł "Media prawą ręką Al-Kaidy", który napisałem w maju 2006 r. Tyle czasu minęło... ;-)
11 września 2001 r. hasła o rzekomo
dokonującym się na naszych oczach „końcu historii" zostały ostatecznie
odłożone na półkę z napisem: „Naukowe pomyłki". Tego dnia dokonano
najbardziej okrutnego i brutalnego zamachu terrorystycznego w dziejach
świata. Fanatyczni islamscy terroryści, porwawszy samoloty pasażerskie,
rozbili je o nowojorskie wieże World Trade Center i gmach Pentagonu w
Waszyngtonie, pozbawiając życia ponad 3 tys. niewinnych osób.
Ten
dzień stał się cezurą w światowej polityce. Wydarzenia tego
wrześniowego dnia otworzyły nowy rozdział w historii świata: Największe
obecnie mocarstwo polityczne i militarne, Stany Zjednoczone Ameryki,
wypowiedziały terrorystom wojnę na całym globie.
W
moim artykule postaram się przeanalizować sposób, w jaki terroryzm jest
relacjonowany przez media. W epoce rozwijającego się globalnego
społeczeństwa informacyjnego nie można bowiem pominąć (a są też głosy,
że terroryzm wybitnie korzysta z potężnej pozycji mediów w
społeczeństwach świata) relacji między mediami a zjawiskiem terroryzmu
i efektów społecznych, jakie wywołują informacje zawarte w mediach na temat terroryzmu.
Dnia
11 września 2001r. hasła o rzekomo dokonującym się na naszych oczach
„końcu historii" zostały ostatecznie odłożone na półkę z napisem:
„Naukowe pomyłki". Tego dnia dokonano najbardziej okrutnego i
brutalnego zamachu terrorystycznego w dziejach świata. Fanatyczni
islamscy terroryści, porwawszy samoloty pasażerskie, rozbili je o
nowojorskie wieże World Trade Center i gmach Pentagonu w Waszyngtonie,
pozbawiając życia ponad 3 tys. niewinnych osób. Ten dzień stał się
cezurą w światowej polityce. Wydarzenia tego wrześniowego dnia
otworzyły nowy rozdział w historii świata: Największe obecnie mocarstwo
polityczne i militarne, Stany Zjednoczone Ameryki, wypowiedziały
terrorystom wojnę na całym globie. „Nie spoczniemy, dopóki nie złapiemy
ostatniego złoczyńcy, knującego zamachy na niewinne osoby w imię
zbrodniczej ideologii"- grzmiał po zamachu prezydent USA, George W.
Bush.
Wypowiedziana przez Busha wojna z
terroryzmem stała się głównym tematem światowej polityki i
międzynarodowej debaty. Na tle tejże walki doszło do wielu
nieporozumień, zarówno pomiędzy USA a Unią Europejską jak i pomiędzy
poszczególnymi państwami UE.
W moim artykule
postaram się przeanalizować sposób, w jaki terroryzm jest relacjonowany
przez media. W epoce rozwijającego się globalnego społeczeństwa
informacyjnego nie można bowiem pominąć (a są też głosy, że terroryzm
wybitnie korzysta z potężnej pozycji mediów w społeczeństwach świata)
relacji między mediami a zjawiskiem terroryzmu i efektów społecznych,
jakie wywołują informacje zawarte w mediach na temat terroryzmu.
Terroryści i media - ręka w rękę
Pozycja mediów w globalnym społeczeństwie jest potężna i, co najważniejsze, ciągle przybierająca na
sile
.
Elliot Aronson pisze: „Truizmem jest stwierdzenie, że żyjemy w wieku
środków masowego przekazu. W istocie można nawet powiedzieć, że żyjemy
w wieku środków masowej perswazji." Media zajmują coraz większą rolę w
życiu społeczeństw, tak na poziomie wspólnotowym, jak i jednostkowym.
Media kreują opinie, poglądy, czasami budzą strach bądź uspokajają,
kreują społeczne postawy. W XXI wieku media są głównym środkiem
poznawczym człowieka wobec otaczającej go rzeczywistości. Można nawet
pokusić się o stwierdzenie, że potężna pozycja mediów daje im wielką
moc kulturotwórczą. Antonio Gramsci pisał niegdyś, że „pierwszeństwo
wobec hegemonii politycznej ma hegemonia kulturowa." Przekładając te
słowa na realia naszych czasów, klucz do zdobycia władzy nad umysłami
społeczeństw leży w panowaniu nad mediami.
Terroryści
doskonale wiedzą, że pozycja mediów w coraz bardziej globalizującym się
świecie daje im do ręki potężne narzędzie. W 2004 r. prawdziwą plagą
były porwania obcokrajowców w Iraku. Porwanych terroryści przebierali w
pomarańczowe kombinezony(takie, jakie w amerykańskim obozie dla
muzułmańskich więźniów Guantanamo noszą najgroźniejsi więźniowie),
„odczytywali wyrok Allaha", a następnie odcinano porwanemu głowę.
Egzekucje były nagrywane, a taśmy z nagraniami „podrzucane ukradkiem"
do arabskich telewizji Al- Dżazira lub Al- Arabija, emitowano je też w
Internecie. Makabryczne sceny po kolei docierały do mediów całego
świata, siejąc ziarno strachu. Zdjęcia z tych egzekucji wywołały w
krajach Zachodu prawdziwy wstrząs, zaś liderzy Al-Kaidy osiągnęli swój
cel, jakim było zastraszenie społeczeństw Zachodu. Świadomi siły
oddziaływania mediów, liderzy Al-Kaidy, Osama ben Laden, Abu Musab
Al-Zarkawi czy Aymann Al-Zawahiri publikują swoje komunikaty do
„wojowników Dżihadu" przez Internet. Efekt propagandowy jest podobny,
co w wypadku egzekucji - media na świecie momentalnie podchwytują takie
oświadczenia, zaś wielu odbiorców zaczyna się obawiać, że - mówiąc
kolokwialnie - „terroryści cały czas planują, jak by tu ludzi powysyłać
na tamten świat". „Nagrania wideo stały się najmocniejszą bronią w
rękach bojowników islamskich. Nie mogą oni pokonać USA oraz ich
sojuszników na polu bitwy, ale jeśli chodzi o propagandę - zyskali
widoczną przewagę" - pisze Jason Burke w brytyjskim dzienniku „The
Guardian".
„Media szukają sensacji, która
przyciągnie widza. W tym celu operują wszelkimi dostępnymi materiałami
w przemyślany sposób. Poszukują mocnych materiałów", pisze autor
książki o terroryzmie, Tomasz Białek. Twarde realia ekonomiczne
wymuszają na mediach dążenia, by zdobyć jak największą liczbę odbiorców
i tym samym zapewniać sobie jak najwyższe dochody od reklamodawców.
Terroryzm zaś jest zjawiskiem niezwykle medialnym i prezentowanie
informacji z nim związanych gwarantuje wysoką oglądalność. W ten sposób
terroryzm i media żyją ze sobą w symbiozie - „terroryści pragną trafiać
ze swoim przekazem nie tylko do tych, którzy chcą ich słuchać, ale i do
tych, którzy nie chcą, bo to szczególnie do tej drugiej grupy jest
kierowane ich przesłanie. Sam zamach nie jest celem samym w sobie,
liczy się też jego przesłanie. Ale przesłanie to nie jest wcale łatwo
przekazać. Wynika to z faktu, że w większości przypadków polują po
prostu na sensację, a sensacyjny i widowiskowy jest sam zamach i jego
skutki, a nie to, co zamachowcy chcą przekazać. Ich przesłanie tonie w
potoku informacji, więc starają się jeszcze bardziej, by "wejść
na antenę". Okazuje się więc, że media w pewien sposób
przyczyniają się do eskalacji terroryzmu". Dzięki temu media zyskują
zaś więcej nośnych informacji do przekazania.
Etyka dziennikarska wobec relacjonowania terroryzmu
Kodeksy
etyki dziennikarskiej na całym świecie zawierają zapis o konieczności
odpowiedzialnego zdobywania i prezentowania informacji przez media. W
świecie, w którym media posiadają potężna pozycję (która na dodatek
ciągle rośnie), konieczność pamiętania o podstawach dziennikarskiej
etyki staje się więc coraz bardziej istotna. Jak pisze Bartłomiej
Golka: „Wpływ mediów rośnie i przytłacza inne źródła informacji -
szkołę, rodzinę, kościoły. Zrozumienie tego faktu uświadamia nam, że
problem etyki ludzi dysponujących tą potęgą porównywalny jest do
problemu etyki naukowców, zajmujących się fizyką nuklearną czy
genetyką, jeśli nie większy. W rękach dziennikarzy znajdują się
przecież środki umożliwiające manipulowanie świadomością milionów
ludzi, a przecież dobór rąk bardzo często pozostaje kwestią przypadku
wspieranego demagogicznymi sloganami o prawie każdego dziennikarza do
niemal pełnej swobody czynienia tego, co uzna za stosowne." Jednak w
realiach ekonomicznych XXI wieku postulat o wzroście znaczenia etyki
dziennikarskiej musi zetrzeć się z realiami wolnego rynku i presji
pieniądza. Media podlegają takim samym regułom ekonomicznym jak inne
podmioty i muszą być przede wszystkim rentowne. Dlatego coraz częstszą
praktyką jest informowanie w sposób szokujący, dosadny, często wręcz
drastyczny. W mediach (zwłaszcza elektronicznych) dominują przekazy
kontrowersyjne, sensacyjne, nie uciekające od scen przemocy. Takie
informacje zapewniają bowiem utrzymanie widza w napięciu i
przyciągnięcie go do kolejnego serwisu informacyjnego. Odpowiedzialność
za emitowany przekaz i pokazywane informacje coraz częściej ustępuje
presji komercyjnej także z powodu dążenia redakcji medium do zdobycia
jakiejś informacji szybciej od konkurencji. Żeby zobrazować problem, o
którym piszę wyżej, podam pewien przykład historyczny:
Mamy
dzień 13 października 1977 r. Porwany zostaje samolot Lufthansy, z 91
osobami na pokładzie. Porwana maszyna kilkakrotnie ląduje na lotniskach
miast Środkowego Wschodu, porywacze jednak nigdzie nie zatrzymali się
na dłużej. Po kilku godzinach kluczenia porwana maszyna zatrzymała się
w stolicy Somalii, Mogadiszu. Za porwaną maszyną w tajemnicy krążył
samolot z elitarną niemiecką jednostką antyterrorystyczną - GSG 9.
Zanim rozpoczęła się akcja odbicia zakładników, doszło do tragedii, za
którą odpowiedzialność ponosili przedstawiciele mediów. Otóż, pilot
porwanego samolotu, Jurgen Schumann, w tajemnicy przed porywaczami
zdołał przekazać drogą radiową informacje o terrorystach. Do informacji
tych dotarli też dziennikarze i natychmiast je opublikowali, ujawniając
ich źródło. Pilot przypłacił życiem beztroskę dziennikarzy, gdyż
terroryści oczywiście wysłuchali tych informacji.
Ta
historia pokazuje, jak wielka odpowiedzialność spoczywa na mediach i
jak wiele krzywdy może wyrządzić dziennikarska pogoń za informacją.
Innym
aspektem odpowiedzialności mediów jest kwestia „manipulacji strachem".
Jak pisze Tomasz Białek, „skala obecnego terroryzmu sprawia, że media
interesują np. różnymi oświadczeniami organizacji terrorystycznych,
nawet jeżeli zamach nie nastąpił. Koronny przykład takiej sytuacji to
przekazywanie o w pewnych odstępach czasu oświadczeń Al- Kaidy czy jej
lidera, Osamy ben Ladena. W ten sposób media, przekazując je,
nieświadomie (lub świadomie) uczestniczą w stosowaniu jednej z metod
terrorystycznych, jaką jest zastraszanie społeczeństwa. Z wielu
informacji wynika też, że brak zainteresowania mediów może wpłynąć na
wstrzymanie przez terrorystów jakiegoś aktu terroru." W ten sposób
media, eskalując poziom strachu - często nieadekwatnie do poziomu
rzeczywistego zagrożenia zamachem - mogą
powodować wiele niepożądanych skutków. Od tego, co Ulrich Beck nazywa
„podcinaniem korzeni demokracji", czyli „milczącej akceptacji ludzi na
„zawieszanie" swobód obywatelskich w imię zapewnienia bezpieczeństwa",
po osłabienie zdolności obronnych społeczeństwa, m.in. przez
postępujące pogłębianie się społecznej nieufności i patrzenia na innych
jak na potencjalnych zamachowców. „W efekcie nieuzasadnionego lęku,
degradacji ulega kapitał społeczny, jeden z najważniejszych zasobów,
jakim dysponują ludzkie zbiorowości wystawione na nadzwyczajne kryzysy."
Niestety,
coraz częstszym przypadkiem w mediach jest ustępowanie etyki
dziennikarskiej takim czynnikom jak realia ekonomiczne czy hasła o
nieskrępowanej wolności słowa dla mediów. Zwłaszcza to ostatnie wydaje
mi się dość niebezpieczne, bowiem media absolutyzując postulaty o
swobodzie mówienia o wszystkim, co tylko uznają za ważne, tracą
instynkt odpowiedzialności za podane informacje. Posłużę się tu
przykładem, żeby zobrazować problem: W 1985r. terroryści Abu Abbasa z
Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny uprowadzili włoski statek
pasażerski „Achille Lauro", zabijając Amerykanina żydowskiego
pochodzenia, Leona Klinghoffera. Po negocjacjach Jasera Arafata,
terroryści opuścili statek i zbiegli. Wszyscy porywacze w tydzień po
zamachu zostali zgładzeni przez amerykańskie służby specjalne. Abu
Abbas zdołał się ukryć, Amerykanie wyznaczyli za jego głowę 250 tys.
USD. Tymczasem, w siedem miesięcy po porwaniu statku, dziennikarze
amerykańskiej telewizji NBC bez problemów dotarli do Abbasa (co nie
udało się CIA) i zrobili z nim wywiad. Oczywiście nie poinformowali
wcześniej władz o swoich zamiarach, tym samym zachowali się, jak gdyby
byli ponad prawem.
Ta historia pokazuje, że w
obliczu potężnej siły współczesnych mediów etyka dziennikarska powinna
być egzekwowana z większą siłą. Niestety, jak starałem się pokazać
wyżej, zasady etyczne coraz częściej ustępują „pogoni za newsem" i
presji ekonomicznej. Tym samym stwarza się wielkie pole do nadużyć,
przez które media w przyszłości mogą ponieść poważne konsekwencje.
Co z tymi mediami?
Jak
pokazują wyliczenia amerykańskiego Center For Diseases Control,
prawdopodobieństwo śmierci w zamachu wynosi 1 do 88 tys. Bardziej
realna jest przypadkowa śmierć spowodowana upadkiem z drabiny (1 do 10
tys.). Terroryzm więc, choć jest niewątpliwie plagą naszych czasów, nie
jest zagrożeniem tej rangi, w jakiej prezentują go media. Dodatkowo,
media informując o terroryzmie (czy to o zagrożeniu atakiem, czy to
pokazując skutki zamachów), coraz częściej mijają się z podstawowymi
wymogami dziennikarskiej etyki, co w obliczu rosnącej potęgi mediów
musi niepokoić.
Można też wysuwać wobec mediów
oskarżenia o nieświadome nakręcanie spirali terroryzmu: „Ciekawym
dowodem na symbiozę mediów z terroryzmem jest fakt, że w rejonach
świata, w których media nie są ogólnodostępne, problem terroryzmu jest
bardzo ograniczony. Akty nielegitymizowanej przemocy o podłożu
ideologicznym bez jakiegoś nośnika informacyjnego stają się tam tylko
lokalnym problemem. Brak szerszej rzeszy potencjalnych odbiorców takiej
działalności powoduje to, że często sama zostaje ona zduszona w zarodku
przez władzę bądź sama zanika." Oczywiście oskarżanie
mediów o prokurowanie zamachów terrorystycznych byłoby głupotą o
kosmicznym wymiarze. Tym niemniej jednak, w obliczu faktu powszechnego
dostępu do telewizji i jednocześnie faktu, że ok. 80 % telewidzów nie
do końca rozumie przekazywane informacje, zapamiętując jedynie
prezentowane w informacjach wydarzenia, pole manipulacji w mediach w
kontekście informowania o terroryzmie przy słabnącej atencji dla zasad
etyki dziennikarskiej rodzi się ogromne. Władza polityczna zaś, która w
obecnych czasach wykazuje tendencje do legitymizowania samej siebie
poprzez zapewnianie obywateli, iż jest w stanie doskonale zapewnić
społeczne bezpieczeństwo, może z chęcią połakomić się, by przy okazji
informowania przez media o terroryzmie nachalnie wymuszać
gloryfikowanie działań władz. A to już jest wprost zagrożenie dla fundamentów demokracji.
Niech
słowa francuskiego filozofa, Andre Glucksmanna, będące puentą mojego
artykułu, zabrzmią jak przestroga i wezwanie do refleksji nad rolą
mediów we współczesnym świecie, który coraz bardziej przypomina (o ile
już nią nie jest) wieszczoną przez Marshalla McLuhana „globalną
wioskę":
„Okazuje się jednak, że potencjalne
zagrożenie walizkową bombą jądrową czy wąglikiem jest niezwykle
medialne, dając ekspertom wszelkiej maści okazję do wypowiadania się o
łatwości przygotowania takiego zamachu, epatowania apokaliptycznymi
wizjami skutków... W przypadku broni masowego rażenia i terroryzmu to media oraz eksperci w nich występujący przejmują rolę terrorystów, wzniecając strach nieproporcjonalny do istniejącego ryzyka."
Źródła:
1) Aronson Elliot, Człowiek- istota społeczna, Warszawa 2001
2) Beck Ulrich, Kiedy demokracja pożera wolność, Forum( 31/ 2005)
3) Bendyk Edwin, Zatruta studnia .Rzecz o władzy i wolności, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2002
4) Bendyk Edwin, Nowe spotkania z Frankensteinem, „Niezbędnik Inteligenta", Polityka (37/2005)
5) Białek Tomasz, Terroryzm-manipulacja strachem, Studio EMKA, Warszawa 2005
6) Burke Jason, Teatr terroru, Forum(50/ 2004)
7) Golka Bartłomiej, Etyka dziennikarska- utopia czy ratunek? [w: ] Dobrzycki Wojciech, Stosunki międzynarodowe i polityka, Warszawa 1995
8) Sierakowski Sławomir, Lewica bez języka, Polityka(35/2005)
fot. sxc.hu.