czwartek, 16 grudnia 2010

Wyprawa do przeszłości z Ireną Krzywicką


Co lub kto może sprawić, że "Wielcy i niewielcy" Ireny Krzywickiej - podobnie jak inne książki tej wybitnej pisarki - trafią do kanonu polskich lektur szkolnych? Bo nie ulega wątpliwości, że właśnie tam jest ich miejsce.
Krzysztof Tomasik opublikował na portalu "Krytyki Politycznej" recenzję książki Agaty Zawiszewskiej "Życie świadome", prezentującej dorobek literacki Ireny Krzywickiej. Jak twierdzi Tomasik, życie i twórczość Krzywickiej w ostatnim czasie przeżywa renesans zainteresowania w debacie literackiej. I, jak twierdzi autor, zupełnie zasłużenie. Bo Krzywicka to "nie tylko skandalistka, ale też jedna z najważniejszych i najciekawszych postaci swojej epoki". Po lekturze książki Krzywickiej "Wielcy i niewielcy" mogę tylko z pełnym przekonaniem przyłączyć się do pochwał Tomasika. Dlaczego? Bo dzieło Krzywickiej jest naprawdę pasjonującą, wielowymiarową opowieścią o ludziach, ale też o historii minionego wieku widzianą z perspektywy pisarki, ale też wybitnej intelektualistki.

"Wielcy i niewielcy" po raz pierwszy ukazały się w Polsce w 1960 r. nakładem legendarnej oficyny Czytelnik. W ubiegłym roku zaś warszawskie wydawnictwo Nisza wznowiła tę książkę. I chwała mu za to. W "Wielkich i niewielkich" Irena Krzywicka naszkicowała noty biograficzne wybitnych intelektualistów - pisarzy, ludzi teatru - doby przedwojennej. Lista postaci sportretowanych przez autorkę może lekko oszałamiać. To m.in. tak znakomite osobowości, jak Georges Duhamel, Henri Barbusse, Ludwik Krzywicki, Bertold Brecht, Stefan Jaracz, Tadeusz Boy Żeleński... Prawdziwy panteon wybitnych osobistości, którym - dzięki książce Ireny Krzywickiej - możemy przyjrzeć się z bliska.

Krzywicka miała przyjemność poznać wielu bohaterów swoich opowieści. Przytacza w książce wiele anegdot czy dykteryjek, które dodają tekstom zawartym w książce - i bez tego znakomitym - jeszcze więcej wyrazistości. Dzięki autorce możemy przenieść się w czas wielkich debat intelektualnych i politycznych pierwszej połowy XX w., aż do wybuchu II wojny światowej. Możemy poczuć ich wyrazistość, a przy tym poznać ich wielkich aktorów. I to nie tylko od strony naukowej czy pisarskiej, ale też prywatnej. Przyglądamy się sprzecznościom w ich charakterach, dylematom czy trudnym życiowych wyborach. To sprawia, że postaci sportretowane przez Krzywicką w "Wielkich i niewielkich" niemalże żyją na kartach książki, porywając czytelnika we wspaniałą, nastrojową podróż do przeszłości.

Autorka opisała swoich bohaterów w sposób bardzo osobisty. Niektórym nie szczędziła czułości, niektórych zaś potrafiła potraktować z bardzo taktowną, wręcz dystyngowaną, ale też jednoznaczną drwiną. Dziś tak się już nie pisze. Dziś zamiast krytyki używa się polemicznego młota. Wystarczy posłuchać debat politycznych w polskich mediach mainstreamowych (choćby sprzed kilku dni, gdy Stefan Niesiołowski z PO określił Joachima Brudzińskiego z PiS czułym mianem ćwoka), by w "Wielkich i niewielkich" zanurzyć się niemal po uszy, odkrywając zupełnie inny świat. Jakże odległy od tego, jakże bogatszy i bardziej wyrafinowany od tego, który musimy oglądać współcześnie.

Szczególne wrażenie robią teksty Ireny Krzywickiej o Tadeuszu Boy-Żeleńskim. Autorka była przez kilka lat w związku z tym wybitnym polskim pisarzem i publicystą. Dzięki temu mamy okazję poznać go od osobistej strony. Krzywicka ukazuje nam jego twórcze wątpliwości, szczery dystans do własnych prac. Wspomina, jak bardzo krzywdził go walec krytyki, którym próbowali przejechać go zarówno polemiści prawicowi, jak lewicowi. Jej opowieść o ukochanym Boyu - szczera i wzruszająca, ale pozbawiona taniej ckliwości - to prawdziwa perła wśród innych, też przecież wybornych, tekstów zawartych w tym tomie.

"Wielcy i niewielcy" to jednak nie tylko biograficzne noty. Irena Krzywicka postarała się o to, by dzięki jej książce czytelnik poznał nie tylko życiorysy wielkich intelektualistów swojego czasu. I odkryła przed nim nie tylko smakowite kąski ich prywatnego życia. "Wielcy i niewielcy" to też przewodnik po intelektualnych sporach epoki, toczonych zarówno w Polsce, jak i zagranicą. Autorka opowiada o zmaganiach niemieckich pisarzy z kroczącym do władzy nazizmem. Pisze o faszyzującej Polsce, a także o dramatycznych losach komunistów polskich, którzy w ZSRR - ojczyźnie socjalizmu, w który tak wierzyli - znaleźli nie raj, lecz skrytobójczą śmierć. To opowieści wnikliwej obserwatorki, a nieraz i bezpośredniej uczestniczki debat i dyskusji, o których mowa w tej książce. Opowiada o trudnych decyzjach czy wyborach wielkich ludzi. Nierzadko decyzjach i wyborach niskich, małych czy podłych.

W Polsce co jakiś czas słychać cichutkie głosy, że może warto wreszcie zdefiniować nieco inaczej kanon lektur szkolnych. Padają argumenty, że książki proponujące młodym ludziom matrycę okopanego, zamkniętego patriotyzmu husarzy czy powstańców nijak nie przystają do współczesnych wymagań. Słychać też opinie, że tak skonstruowany kanon literacki tylko petryfikuje w młodych ludziach to, co najgorsze w polskiej kulturze, sposobie postrzegania społeczeństwa czy wizji świata. Niejako kalecząc ich już na starcie ich przygody z rzeczywistością, polityką czy kulturą.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że te argumenty - choć sensowne i racjonalne - przypominają wołanie na puszczy. Wypada jednak wierzyć, że coś w końcu drgnie. I że ktoś zechce przywrócić literaturę szkolną do rzeczywistości, wyrywając ją ze szponów nadętego polskiego romantyzmu czy toksycznych oparów martyrologii. Jeśli tak się stanie, jestem przekonany, że do nowego kanonu powinna trafić właśnie książka Ireny Krzywickiej "Wielcy i niewielcy". Bo to praca jak mało która rzetelnie odsłaniająca nie tylko biografie ludzi wybitnych, ale też kawał historii XX w. Z jej dylematami, trudnym wyborami i wielkimi sporami. Bo to naprawdę porcja wielkiej literatury, a nie - z całym szacunkiem - klepana w kółko w szkolnych salach "Nasza szkapa" czy inny "Łysek z pokładu Idy".

Irena Krzywicka, "Wielcy i niewielcy", Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2009, s. 240.