środa, 27 stycznia 2010

Robert D. Kaplan i bałkańskie upiory


Bałkany to kraina, która kusi i jednocześnie odpycha. Kusi bogactwem kultur, bogactwem krajobrazu, bogactwem specyficznej atmosfery. Odpycha zaś przeszłością, wspomnieniami dramatycznych wydarzeń i nienawiści etnicznej. O tym fenomenalnym splocie bałkańskich dziejów w książce "Bałkańskie upiory. Podróż przez historię" pasjonująco pisze Robert D. Kaplan, słynny politolog z Ameryki.

Recenzję tej książki zamieszczę w blogu niebawem. Na razie pozwolę sobie polecić ją notą od wydawcy. Zapowiada się pasjonująca lektura.

Po raz pierwszy oczy całego świata zwróciły się na Bałkany w 1914 roku, kiedy serbski nacjonalista zastrzelił w Sarajewie habsburskiego następcę tronu. Po raz drugi – gdy na półwyspie rozgorzała krwawa, bratobójcza wojna. Europa patrzyła wtedy na Bałkany z przerażeniem i niedowierzaniem, bo zignorowała ostrzeżenie. Kiedy pod koniec lat osiemdziesiątych Robert D. Kaplan alarmował, że na Bałkanach wrze, a Jugosławii grozi rozpad, został zlekceważony. Przez wydawców, którzy nie chcieli opublikować Bałkańskich upiorów w obawie, że temat nie przyciągnie czytelników, i przez polityków, którzy nie dostrzegali zagrożenia.

W tym pasjonującym połączeniu reportażu i eseju historycznego autor dociera do źródeł narodowych resentymentów. Pokazuje splot gwałtownych namiętności, które doprowadziły do pełnej okrucieństwa wojny. Jego książka to również przestroga. Na świecie wiele jest miejsc podobnych do bałkańskiego kotła, etnicznych i religijnych beczek prochu, które w każdej chwili mogą niespodziewanie wybuchnąć...

"Książka Roberta D. Kaplana nie tylko pomaga zrozumieć źródła konfliktów na Bałkanach, a zwłaszcza w byłej Jugosławii, ale w znakomity sposób ukazuje tło tych konfliktów i zaskakujące często motywy działań polityków i zwykłych ludzi. Po lekturze tej książki rozumiemy nie tylko więcej, ale także inaczej, bardziej w kategoriach konkretu niż politologicznego banału (prof. dr hab. Marcin Król)."

Robert D. Kaplan, "Bałkańskie upiory. Podróż przez historię", wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010.

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Czy to będzie wydawniczy hit roku?

W marcu ma się ukazać biografia Ryszarda Kapuścińskiego, powstała pod piórem Artura Domosławskiego. Autor, na co dzień związany z "Gazetą Wyborczą", słynie z wartościowych tekstów, jest bliski ideom, które wyznawał Kapuściński i nie ma skłonności do dziennikarstwa pomnikowego. Można więc mieć pewność, że książka ta będzie hitem pierwszego półrocza, jeśli nie całego, 2010 roku.

O książce tej wiadomo na razie niewiele. Domosławski w wywiadzie dla "Polityki" zdradził, że książkę tę zamówiło wydawnictwo Znak, ale zrezygnowało z jej druku. Tekst przejął Świat Książki. Wydawca na swojej stronie internetowej nie pisze jednak za dużo o biografii Kapuścińskiego.

- Pierwsza pełna biografia najsłynniejszego polskiego reportera i pisarza. Nieznane fakty, zaskakujące odkrycia. Doskonale skonstruowana, napisana barwnym stylem opowieść imponuje rzetelnością i bogactwem materiałów źródłowych o bohaterze i jego czasach. Zbierając dokumentację do książki, Domosławski rozmawiał z niemal setką osób, pojechał m.in. do Etiopii, Angoli, Kenii, Ugandy, Tanzanii, Kolumbii, Boliwii, USA. Na palcach jednej ręki zliczysz wielkie książki o ludziach wielkich. Ta książka jest jedną z nich (Zygmunt Bauman) - czytamy w serwisie swiatksiazki.pl.

Więcej na temat na stronie internetowej Świata Książki nie znajdziemy. Ba, nie ma jeszcze nawet okładki lub też wydawca trzyma ją w głębokiej tajemnicy. Domosławski we wspomnianej rozmowie z "Polityką" odkrył nieco rąbka tajemnicy, mówiąc o podróży śladem Kapuścińskiego, o rozmowach z ludźmi, którzy znali zmarłego trzy lata temu reportera... To wszystko sugeruje, że książka będzie przemyślana, uczciwa i bez wątpienia odkrywcza. Domosławski zapowiedział, że dotarł do wielu tajemnic życiorysu Kapuścińskiego, takich, które mogą solidnie zaskoczyć czytelnika.

Nic dziwnego, że książką ta budzi takie emocje. Wygląda na to, że literacka wiosna upłynie pod znakiem odkrywania białych plam w życiorysie Ryszarda Kapuścińskiego. I, co ważne, nie będzie to lustracyjne polowanie na czarownice, tylko rzetelny opis życiorysu wybitnego dziennikarza. 

piątek, 22 stycznia 2010

Kuroń i Modzelewski pod lupą - zapowiada się ciekawie


Prof. Andrzej Friszke, jeden z najlepszych polskich historyków, wziął na warsztat dzieje tzw. ruchu komandosów oraz biografie dwóch wybitnych opozycjonistów czasu PRL - Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego. Efektem jego badań jest książka "Anatomia buntu. Kuroń, Modzelewskii komandosi do 1968 roku", która 1 marca ukaże się nakładem Znaku.

Wydawca książkę tę zapowiada następująco:

"Obraz antykomunistycznej opozycji został zdominowany przez wielkie, masowe wystąpienia. Poznański Czerwiec, warszawski Marzec i okres Solidarności to zdarzenia, które wymieniamy jednym tchem, gdy ktoś zapyta nas o to, jak doszło do upadku komunizmu. Od lat buduje się obraz powszechnego - narodowego - oporu. To obraz wygodny i chwalebny, ale czy prawdziwy?

Nie ma w nim miejsca dla bohaterów. Nie mieszczą się w nim ludzie, którzy stawiali opór komunistycznej władzy w samotności. Otoczeni murem niezrozumienia, a nierzadko wrogości. Podsłuchiwani, śledzeni, więzieni i upokarzani. Myślenie o nich jest kłopotliwe, bo każe nam zastanawiać się nad własną postawą. Wciąż burzą nasz spokój i zmuszają do refleksji.

W Anatomii buntu Andrzej Friszke, próbuje przełamać utarty i uproszczony obraz naszych najnowszych dziejów. Świetne pióro autora, nowatorskie podejście do źródeł (w tym także tych zgromadzonych w IPN) i przede wszystkim grono niezwykłych osób, jakie spotkamy na kartach tej książki, sprawiają, że jej lektura to przygoda z historią Polski.

To najważniejsza książka o Polsce i Polakach od przełomu 1989 roku."

Nic, tylko czekać.

czwartek, 21 stycznia 2010

Chapeau bas, Panie Passent!

Zbiór felietonów Daniela Passenta, zatytułowany "Pod napięciem", to literacka przygoda o randze najwyższej. Koniec, bomba, kto nie czytał - ten trąba!

Przyznać muszę, że o ile lektura tej książki była dla mnie szampańską wręcz przyjemnością, to do napisania jej recenzji zabierałem się jak pies do jeża. Dodać trzeba w tym miejscu, że to z winy samego autora, który w „Pod napięciem” butę, arogancję i umysł intelektem nieskażony u wielu młodych ludzi mediów tępi bezlitośnie surowo. Poza tym, o tej książce swobodnie mogą pisać takie tuzy, jak Krzysztof Teodor Toeplitz, a nie domorosły bloger-recenzent. Dodajmy do tej listy uciążliwości fakt, że trudno pisać o książce na kolanach. Raz, że niewygodnie, dwa – po co? Ale, ośmielony błyskotliwością tej książki, spróbuję. Ona i tak obroni się sama, nawet przez tuzami krytyki literackiej.

Daniel Passent felietony mógłby pisać nawet obudzony w środku nocy, do tego z obolałą po suto zakrapianej zabawie głową. Niech będzie ciemno, niech będzie głucho, autorowi wystarczy pewnie podłożyć kartkę papieru i poprosić o felieton, a na pewno wyjdzie cudeńko. Doskonale widać to właśnie w zbiorze tekstów autora, jakim jest książka „Pod napięciem”. Specyficzny styl Passenta czytelnik odczuwa wówczas z pełną mocą. Może się lekturą delektować, odkrywać kolejne smaczki pisarskiego stylu autora i cieszyć ducha znakomitą lekturą. To zupełnie inny zestaw wrażeń, niż publikowany co dwa tygodnie (za rzadko!) tekst Passenta w „Polityce”. Dawka to końska, bo licząca przeszło 400 stron, ale nie nużąca. Przeciwnie – na tej książce całe zastępy młodych, w mediach czy polityce zaistnieć chcących ludzi powinna uczyć się, jak pisać – stylowo, z klasą, a przede wszystkim z sensem.

Autor swoimi felietonami udowadnia jedną, tak ważną, jak i zapomnianą rzecz – w debacie publicznej cudowną bronią, retorycznym Wunderwaffe, jest kpina i ironia. W dyskursie publicznym XXI wieku, blipującym, twitterującym, google’ującym na smaczki nie ma jakoś miejsca. Liczy się szybki i dosadny przekaz. Informacje krążą jak pijane bąki, w ich gąszczu trudno się połapać. Podobnie jest ze stylem i językiem publicznych wypowiedzi. Młot, cep, awantura, bicie mordy rywalowi, „Pan jest zerem, panie Ziobro” – to słowa klucze, które regulują rytm debaty politycznej. Co się zresztą boleśnie odciska na stylu, w jakim odnosimy się do siebie nawzajem, coraz częściej z pianą na ustach i „jak jedziesz, k..., baranie jeden”.

W tym kontekście „Pod napięciem” Daniela Passenta działa jak odtrutka. Bo dzięki tej książce widać, ile można zdziałać eleganckim szyderstwem, dobrze skrojoną kpiną czy pięknie oszlifowanym dowcipem. Widać też, że nie trzeba być chamem skończonym, by pokonać rywala. Wystarczy go okpić, bez jadu i kąsania.

Passent w swoich felietonach jest wierny temu, w co wierzy. Nie wypiera się swojej przeszłości, pewnej dyskretnej wiary w socjalistyczne państwo. Potrafi się przyznać do błędów z przeszłości, nie udaje niewiniątka i bohatera ostatniej godziny. Poza tym ma jednego wroga – tępi kołtuna, ciemniaka i Wielkiego Lustratora, kryjącego  się w rozmaitych politycznych stajniach. Bohaterscy lustratorzy i dekomunizatorzy mają u Passenta jak w banku – śmiechem ich rozbije na cząstki pierwsze. Autor przywraca jednocześnie właściwe znaczenia poszczególnych liter politycznego alfabetu. Weźmy dla przykładu literę B. W Polsce „B” jak „bohater” przypadło swego czasu niejakiemu mgr. Pawłowi Zyzakowi, tymczasem „B” jak „Bolek” przyklejono Lechowi Wałęsie. A przecież jest odwrotnie – bohaterem jest Wałęsa, a niejaki Zyzak to Bolek, do tego cienki. Takich - heroicznych wręcz, biorąc pod uwagę poziom zakłamania polskiego dyskursu publicznego - prób zreperowania znaczeń Passent podejmuje wiele. Książce przydaje to mnóstwo blasku, a i czytelnika w dobry humor wprawia, że komuś się chce to robić, do tego z taką klasą i energią.

Po lekturze zbioru „Pod napięciem” trudno oprzeć się wrażeniu, że Daniel Passent należy do wymarłego pokolenia dziennikarzy. Takich, którzy zanim napiszą, to tekst przemyślą. Którzy wiedzą, że pokazują się publicznie – dajmy na to, że w telewizji – nie dla samego pokazania się, ale po to, by coś ważnego odbiorcom przekazać. Że nie trzeba dostawać szczękościsku, mówiąc o polskiej polityce, wystarczy ironia, bystre oko, cięte pióro i chłodna głowa.

Skoro polskie życie polityczne/medialne/społeczne jest tak podtrute, to... Felietony Passenta do aptek, jako lekarstwo bez recepty!

Daniel Passent, „Pod napięciem. Felietony 2002-2009”, Red Horse, Lublin 2009.

Z tej mąki będzie lewicowy chleb

Jako się rzekło we wcześniejszym poście, zabieramy się do komentowania spraw nie tylko literackich. Na pierwszy ogień idzie mariaż Cezarego Michalskiego z "Krytyką Polityczną".

Z "KP" mam przyjemność być związanym od paru lat. Uważam to środowisko za najciekawsze, jakie pojawiło się w Polsce w ciągu 20 lat od transformacji ustrojowej. To po pierwsze grupa niesamowitych ludzi - szczerze ideowych, pasjonatów, wierzących w to, co mówią i co głoszą. Dla nich lewicowość to nie hasło, nie frazes, którego można się pozbyć. To kierunek myślenia, podstawowy wektor w życiu. I cieszę się, że mogę być członkiem tak wybornego środowiska. To tyle tytułem wstępu. Kto uzna mnie za nieobiektywnego - proszę bardzo, możemy o tym podyskutować.

Wieść o zatrudnieniu Cezarego Michalskiego w roli stałego współpracownika "KP" solidnie mnie zaskoczyła. Nie spodziewałem się jej, choć wiedziałem wcześniej, że Sławomir Sierakowski ma do Michalskiego sporo szacunku i sympatii. Kto by jednak mógł przypuszczać, że Michalski - całkiem niedawno brzydko umoczony w aferę "Dziennik" vs. Kataryna - wypłynie na szerokie wody debaty publicznej właśnie na statku pod banderą "KP".

To, że tak się stało, uważam za sukces Sierakowskiego. Michalski to znakomity umysł. Skażony co prawda jakąś przedziwną obsesją na punkcie Adama Michnika, ale ostatnio jakoś mu to przechodzi (polecam jego nowy tekst w KP. Mało jest w Polsce tak wytrawnych, posiadających solidną wiedzę i wyraziste poglądy publicystów, jak właśnie Michalski. Ktoś powie: "Właśnie, poglądy, przecież to prawicowiec". A niechby! Czy prawicowość to obelga, powód do wstydu? W Rydzykowym, PiS-owym wydaniu raczej tak, Michalskiego jednak do tych etykietek dopasować się nie da. To człowiek o wystarczająco szerokich horyzontach, by móc zasiać w "KP" intelektualny ferment, pokazać nowe drogi myślenia, obnażać meandry myśli prawicowej z pozycji człowieka, który długo był twarzą tego właśnie środowiska i zna je jak własną kieszeń. Po drugie, Michalski od jakiegoś czasu - co dało się wyczuć w jego tekstach i prozie - zdradzał oznaki przechodzenia na "drugą stronę mocy", czyli na pozycje lewicowe. Dziś jego poglądy - co prawda, ostrożnie, ale jednak - lokować można w orbicie socjaldemokratycznej.

Stała współpraca Cezarego Michalskiego z "KP" może przynieść ciekawe efekty, zwłaszcza dla pisma, które stać się może jeszcze bardziej inspirujące i pobudzające do głębokiej refleksji nad Polską i społecznymi realiami kraju. Jego teksty i obecność w REDakcji, udział w dyskusjach - to wszystko może zaowocować ciekawymi ideami i wnioskami na przyszłość. Z tej mąki będzie chleb, dobry lewicowy chleb.

Mała zmiana frontu

Stało się. Długo rozważałem ten krok, bo i wątpliwości miałem co niemiara. Ale zdecydowałem i rad będę bardzo, jeśli Was, drodzy Czytelnicy tego bloga, ta informacja nie odrzuci. Od dziś pozwolę sobie bowiem wrzucać na Książkowisko teksty niekoniecznie z literaturą związane. Znajdziecie tu też komentarze o wydarzeniach bieżących, o zabarwieniu politycznym.

Skąd ta decyzja? Wszystko za sprawą temperamentu. Człowiek jest wszakże zwierzęciem politycznym. A po to są blogi, by swoje zdanie poddawać pod publiczną dyskusję i - wierzę w to - pod krytykę.

Jedno mogę obiecać. Współczesna polityka jest jak sucha bułka drożdżowa. Z daleka wygląda dobrze, ale ugryziesz i aż zęby trzeszczą. Albo i gorzej - jak kiepski burdel. A literatura kojarzy się z czymś wartościowym, mądrym, ciepłym. Aż wstyd wpuszczać tu politykę. Ale nie samymi książkami człowiek żyje, więc wpuszczę tu nieco ożywczego, komentarzowego powietrza.

Zapraszam do lektury. Pierwsze notki już niebawem. O książkach nadal będę pisał ;-)

środa, 20 stycznia 2010

Sherlock Holmes odkrywa tajemnice


I znów ciekawa zapowiedź. Tym razem o książce z dreszczykiem. To biografia Sherlocka Holmesa. postaci, która do dziś frapuje wyobraźnie milionów czytelników z całego świata. Na ekrany kin weszła właśnie ekranizacja dziejów tego barwnego i nieco mrocznego detektywa. Książka będzie znakomitym uzupełnieniem kinowych atrakcji.

"Podejrzenia czytelników, którzy latami wysyłali listy na londyński adres Sherlocka Holmesa - Baker Street 221B - wreszcie się potwierdziły. Słynny detektyw istniał naprawdę!
I w końcu doczekał się prawdziwej biografii.
Książka Nicka Rennisona, zapalonego holmesologa, pełna jest szczegółów dotyczących rodziny, pochodzenia, wykształcenia i działań pozazawodowych tej niezwykłej postaci. Puszczając do czytelnika oko, biografista opisuje dom rodzinny Holmesa, zagubiony pośród ponurych wrzosowisk północnego Yorkshire, wyjaśnia, co łączyło detektywa z piękną Irene Adler, zdradza, ile jest prawdy w pogłoskach o jego homoseksualizmie, i rozstrzyga, czy był on uzależniony od opium. Wszystko to podszyte jest humorem i opisane na tle panoramy wiktoriańskiej Anglii - jej mody, polityki, nauki, burzliwego okresu w historii, kulturze i obyczajowości.
Miarą sukcesu Arthura Conan Doyle'a jest to, jak jego historyjki pisane do gazety osiągnęły z czasem miano świetnej literatury. Miarą sukcesu Rennisona jest fakt, że tchnął on w tę literaturę tyle życia, abyśmy uwierzyli, iż Sherlock Holmes istniał naprawdę.

Świetna intelektualna rozrywka nie tylko dla fanów detektywa wszech czasów!
Na początku roku do kin wjedzie film Sherlock Holmes w reżyserii Guya Richiego. W rolę głównego bohatera wcieli się Robert Downey Jr., dr. Watsona zagra zaś Jude Law.

Nick Rennison, "Sherlock Holmes. Biografia nieautozyzowana", wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2010.

Media o książce:

Najsłynniejszy prywatny detektyw w historii, tajemniczy Sherlock Holmes, zmarł w 1929 roku, lecz jego legenda żyje i ma się dobrze. Nick Rennison, od chłopięcych lat zafascynowany bohaterem sir Arthura Conan Doyle'a, stworzył zachwycającą fikcję: biografię Holmesa opatrzoną przypisami, bibliografią oraz indeksem. Czytelnik ma nieodparte wrażenie, że obcuje z dokumentem.
„The Los Angeles Times"
Czytelnik ku własnej uciesze nieustannie gubi się w domysłach, co wyszło spod pióra Arthura Conan Doyle'a, a co naprawdę zdarzyło się w Londynie pod koniec XIX wieku. Fantastyczna zabawa.
„Independent"

wtorek, 19 stycznia 2010

Jacek Hugo-Bader znów oczaruje


15 lutego nakładem wydawnictwa Czarne ukaże się wznowienie zbioru reportaży Jacka Hugo-Badera pt. "W rajskiej dolinie wśród zielska". Rzecz zapowiada się wyśmienicie.

Pióro Hugo-Badera to narzędzie czułe jak sejsmograf, a przy tym nie pozbawione wdzięku, subtelności, bystrości i taktu. Reportaże tego autora zawsze inspirują, imponują, zadziwiają i nie dają się nie podziwiać. Tak więc... Za miesiąc na rynku literackim pojawi się kolejny reporterski smakołyk. Czarne ma ostatnio dobrą passę w tym zakresie. "Serce narodu koło przystanku", zbiór reportaży pod redakcją Mariusza Szczygła, wznowienie "Gottlad" tegoż w najbliższych planach wydawniczych, do tego Hugo-Bader. Tylko gratulować!

Zofia Staniszewska i "Moja les"


Wertując strony polskich wydawnictw w poszukiwaniu zapowiedzi ciekawych książek, trafiłem na tę pozycję. To, jak napisano w nocie wydawniczej, "pierwsza polska les story". Cóż, literatury o tej tematyce za wiele nie ma, więc warto zajawić tutaj tę książkę. Poniżej wklejam kilka słów o książce "Moja les".

„Moja les” to historia pewnego uczucia, ukazująca jego wyzwolicielską i zarazem niszczycielską siłę; to opowieść uwodząca humorem i barwną narracją, ciepło zmysłowa i metafizyczna, z pewnością nie sentymentalna. Jednym słowem – historia prawdziwej miłości. A że kobieta kocha kobietę? Cóż! Nieraz i tak bywa.

Miłka i Dorota są parą od kilku lat. Wspólnie wychowują córeczki Miłki i starają się o jeszcze jedno dziecko. Miłka próbuje zajść w ciążę drogą inseminacji. Razem z Dorotą, która wyposażona jest w „usta do jedzenia, stopy do stąpania po ziemi, a tyłek do siedzenia na krześle” poszukują plemnikodawcy, znajdując czas na codzienne zajęcia: happeningi wegetarian, dysputy z Babą na Wysokościach, awantury domowe i namiętne godzenie, pomoc przyjaciołom w opresji i niezupełnie dobrowolny wolontariat w hospicjum... Spotykają przy tym całą galerię dziwnych typów zamieszkujących nasz kraj: Kasię Organizatorkę, Lupkę-Dupkę, co przemieniła się w Antosię, Bysia Ochroniarza, Łukasza Awanturnika, Klarę Czarnulkę... Postacie zarysowane są ostrą kreską, wyraziście, ale prawie nic nie jest tu czarno-białe, jednowymiarowe.

Zofia Staniszewska

Urodziła się w Poznaniu, gdzie skończyła studia na wydziale filologii polskiej UAM. Pisze prozę, wiersze, dramaty, bajki, baśnie terapeutyczne, współpracuje z pismem dla dzieci „Świerszczyk". Jest autorką tomiku wierszy „Jak to było z Zofią i gwiazdą” (2009). W roku 2008 ukazała się jej debiutancka powieść „Czarownica z Radosnej”. Więcej o autorce: www.zofiastaniszewska.pl

Autorka o książce

Życie kobiet homoseksualnych to w polskiej literaturze terra incognita, teren niewyeksploatowany artystycznie, a przez to bardzo pociągający. W prozie ostatnich lat coraz częściej można natknąć się na wątki nieheteronormatywne, co świadczy o wzroście zainteresowania postacią lesbijki, ale nie przekłada się na wartościowe dokonania prozatorskie. W mojej powieści świadomie próbuję wyjść poza tematykę zranienia i traumy, charakterystyczną dla prozy Izabeli Filipiak oraz przeskoczyć nad bolesnymi dociekaniami tożsamościowymi obecnymi w twórczości Moniki Mostowik. Podjęłam próbę napisania pierwszej polskiej les story (gej story ma się dobrze), w której wydobywam ze społecznego i literackiego niebytu postać kobiety zakochanej w kobiecie. Nie miałam jednak ambicji opisania i zdiagnozowania środowiska kobiet homoseksualnych w Polsce – skupiłam się na dwóch kobietach i ich wzajemnych, niepowtarzalnych relacjach.

Zofia Staniszewska, "Moja les", wydawnictwo Prószyński i s-ka, Warszawa 2009.

środa, 13 stycznia 2010

Lebensborn - tabu XX wieku

22 lutego nakładem wydawnictwa Czarne ukaże się książka "Sonnenschein", opowiadająca o nazistowskich Lebensbornach...

"Przez pięćdziesiąt lat zamykali nam usta. Przez pięćdziesiąt lat nasz los był tematem tabu. Aż do 1990 roku o nas nie mówiono, nie istnieliśmy. Ale archiwa nas dotyczące wciąż są otwarte. Przycupnęły w nich zniszczone życia. My, dzieci Lebensbornu, jesteśmy już starzy. Wielu z nas nigdy się nie dowie, kim jest. Późno zaczęliśmy szukać."


Oddziały SS, pogromy Żydów, getta, obozy koncentracyjne to tematy doskonale znane i bliskie polskiemu czytelnikowi. A jednak dokumentalnej powieści Dašy Drndić nie sposób porównać do żadnej z opublikowanych dotychczas książek o mrocznych czasach nazizmu. Bezlitośnie suche dane, zdawkowe dialogi i wyraziste postacie rzucają upiorne światło na niedostrzegane wcześniej pytania o dwuznaczną neutralność Szwajcarii czy procedury finansowania przejazdów więźniów do obozów zagłady. Faktograficzność "Sonnenschein" przypomina zbieranie materiałów dowodowych w postępowaniu przeciwko Złu i boleśnie uwypukla dramat bohaterów, których życie jest jedynie wypadkową kaprysów historii.

O tym wszystkim opowiada "Sonnenschein". To jednak przede wszystkim odważny gest chorwackiej autorki, która odsłania gorzką prawdę o pochodzeniu setek tysięcy dzieci wojennej zawieruchy. To przejmująca historia o piekielnym planie Himmlera - o stowarzyszeniu Lebensborn, „Źródle życia”, które
jako gniazdo idei „Mein Kampf” stało się źródłem cierpienia pokolenia z zakłamaną tożsamością...

Daša Drndić, "Sonnenschein", wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010.

wtorek, 12 stycznia 2010

Honorowe obywatelstwo Wrocławia dla prof. Karola Modzelewskiego? Tak!


Wrocławski Klub Krytyki Politycznej proponuje, by Rada Miejska Wrocławia nadała tytuł honorowego obywatela miasta prof. Karolowi Modzelewskiemu, wybitnemu historykowi i autorowi słynnego "Listu otwartego do Partii" napisanego wspólnie z Jackiem Kuroniem.

Poniżej publikuję pismo Michała Syski, lidera wrocławskiego środowiska KP, w tej sprawie:

"30. rocznica wydarzeń Sierpnia"80 to świetna okazja, aby Wrocław uhonorował prof. Karola Modzelewskiego. Dlatego wrocławski Klub "Krytyki Politycznej" oraz Ośrodek Myśli Społecznej im. F. Lassalle"a postanowiły zgłosić kandydaturę tego wybitnego historyka, opozycjonistę i więźnia politycznego w czasach PRL do tytułu Civitate Wratislaviensi Donatus w roku 2010.

Oto treść pisma wysłanego dziś do przewodniczącego Rady Miejskiej Wrocławia oraz prezydenta miasta:

W imieniu Ośrodka Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle"a oraz wrocławskiego Klubu "Krytyki Politycznej" mam zaszczyt zgłosić kandydaturę prof. Karola Modzelewskiego do tytułu Civitate Wratislaviensi Donatus w roku 2010.

Prof. dr hab. Karol Modzelewski urodził 23 listopada 1937 roku. Ukończył studia w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie w latach 1962 - 1964 był asystentem i doktorantem. Z uczelni został usunięty za wystosowanie wspólnie z Jackiem Kuroniem "Listu Otwartego do Partii", w którym autorzy poddali krytyce politykę władz PRL. W ramach represji Karol Modzelewski został skazany na karę 3,5 roku pozbawienia wolności. Został warunkowo zwolniony w sierpniu 1967 roku, lecz wkrótce znów został skazany na karę więzienia (ponownie 3,5 roku) za udział w wydarzeniach Marca"68. Został zwolniony w 1971 roku. W latach 1972 - 1983 był zatrudniony w Instytucie Historii Kultury Materialnej Polskiej Akademii Nauk we Wrocławiu.

W 1980 roku wstąpił do "Solidarności", był pomysładowcą nazwy związku. Zasiadał w jego dolnośląskich władzach i był delegatem na I Zjazd "Solidarności". Internowany po wprowadzeniu stanu wojennego, a w 1982 roku aresztowany pod zarzutem próby obalenia ustroju PRL. W 1984 roku uwolniony na mocy amnestii.

W latach 1989 - 1991 pełnił mandat senatora wybranego w okręgu wrocławskim z ramienia Komitetu Obywatelskiego. Współzałożyciel Solidarności Pracy i Unii Pracy. W latach 1992 - 1994 pracownik naukowy Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego.

W 1998 roku odznaczony razem z Jackiem Kuroniem Orderem Orła Białego.

Laureat licznych nagród naukowych, w 2007 roku otrzymał nagrodę Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej w dziedzinie nauk humanistycznych i społecznych za badania nad historią powstawania tożsamości europejskiej odkrywające znaczenie tradycji przedchrześcijańskiej i wielokulturowej dla współczesnego pojęcia Europy przedstawione w dziele "Barbarzyńska Europa". Od 2006 roku prof. Karol Modzelewski jest wiceprezesem Polskiej Akademii Nauk.

Za kilka miesięcy będziemy obchodzić 30. rocznicę wydarzeń Sierpnia"80. Przyznanie tytułu Honorowego Obywatela Wrocławia prof. Karola Modzelewskiemu właśnie w tym jubileuszowym roku miałoby swój wymiar symboliczny. Karol Modzelewski był zawsze tam, gdzie toczyła się walka o wolność i prawa człowieka: uczestniczył w wydarzeniach Października"56, Marca"68 i Sierpnia"80. Za swoje zaangażowanie płacił dotkliwymi represjami i latami więzienia (był najdłużej więzionym opozycjonistą). Zawsze był wrażliwy na niesprawiedliwość i ludzką krzywdę. Zawsze też podkreślał i podkreśla do dziś swoją więź ze stolicą Dolnego Śląska. Nadszedł czas, aby Wrocław uhonorował tę wybitną Postać.

Michał Syska

Osoby zainteresowane wsparciem inicjatywy własnym nazwiskiem proszę o kontakt: biuro[at]lassalle.org.pl

Można też bezpośrednio wyrazić poparcie, wysyłając listy/maile do radnych Wrocławia: LINK 1
oraz prezydenta miasta: