czwartek, 11 czerwca 2015

Jakub Błaszczykowski, Małgorzata Domagalik, "Kuba. Autobiografia"

To jest mocna książka. Rzadko się zdarza, aby sportowy celebryta odsłonił kulisy swojego prywatnego życia i podzielił się opowieścią o tragedii, której doświadczył jako dziecko. Bez lukrowania, bez uników, maksymalnie szczerze.

Jaki jest stereotypowy wizerunek piłkarza? Najczęściej futboliści są widziani jako nieco zmanierowani, bogaci ludzie, którzy nie mają wiele ciekawego do powiedzenia. Po meczach najczęściej opowiadają, że rywal był trudny, że dali sobie radę, a teraz trzeba już pracować nad przygotowaniami do kolejnego spotkania. A między treningami zazwyczaj, jak kiedyś barwnie określił to nieobecny już w polskiej piłce Janusz Wojciechowski, ganiają z małymi torebeczkami po galeriach handlowych i szaleją na zakupach. 

sobota, 10 stycznia 2015

#52booksin52weeks

Jak wielu z Was (o ile jest Was tutaj tylu, by móc mówić o wielu) doskonale wie, najczęściej postanowienia noworoczne są po to, by je łamać. Ale na przełomie roku ubiegłego i obecnego w szerokim nurcie informacji pojawiło się takie postanowienie, które złamać wręcz nie wypada. I postanowiłem, że też wezmę się z nim za bary. 

Czego na ogół życzą sobie ludzie na Nowy Rok, co chcą osiągnąć? Jedno marzenie to rzucić palenie. Nieliczni zwyciężają, bo i rywal trudny - choć umówmy się, że tak samo trudny, co głupio wpuszczony na własne podwórko i weź później go wywal... Ale da się, o czym autor tekstu sam dobrze wie i czasem nawet tym się pyszni.

Marzy się też ludziom, aby schudnąć. Tutaj też marzenie może być siłą sprawczą, ale później trzeba już zejść z chmur na ziemię. Zabrać się do kupy, zacząć robić pompki, brzuszki, może wyjść z domu i zacząć biegać zgodnie z planem treningowym. A także (a może przede wszystkim?) zadbać o właściwą dietę, w tym o dobre pory jedzenia. W dzisiejszych czasach i przy oceanie rzetelnej wiedzy (uwaga, tutaj kolejne zadanie - tę wiedzę też trzeba umieć znaleźć!), to naprawdę żadna sztuka, by dowiedzieć się, co jeść, jak jeść, kiedy jeść, po co ta męka i dlaczego ta udręka, żeby później cieszyć się widokiem na własne kolana niezmąconym przez tłuszczowy pagórek anektujący stopniowe okolice pępka. I z odchudzaniem jest podobnie jak z rzucaniem palenia - łatwo nie będzie, ale można i warto.

Wszystko pięknie, ale też nie ukrywajmy - to już było, a pewnie też będzie. Takie w końcu mamy czasy, że bardzo wielu ludzi chce być zdrowym i szczupłym, bo to trendy. Czasem wręcz aż do przesady, nie zostawiając sobie marginesu na zwykłe ludzkie niedoskonałości. Ale ja nie o tym chciałem... Wracając do głównego wątku, na początku stycznia br. w mediach społecznościowych moją uwagę zwrócił hashtag #52booksin52weeks. Nie trzeba tutaj wiele tłumaczyć - chodzi o takie noworoczne postanowienie, w myśl którego w ciągu roku zaliczymy 52 przeczytane książki, czyli jedną na tydzień.

I jak tak sobie pomyślę na chłodno o tym wyzwaniu czy bardziej postanowieniu na Nowy Rok, to... Co tam rzucanie palenia! Czymże jest stosowanie diety i gubienie zbędnych kilogramów! Przeczytać jedną książkę tygodniowo - to jest dopiero wyzwanie! Bo czasu mało, bo kiedy czytać, skoro tyle pracy, bo przecież wieczorami trzeba obrobić newsfeed na Facebooku (mam wrażenie, że dla niektórych pominięcie punktu codziennej rutyny pt. "Przeglądam Fejsa" generuje jakiś dziwny strach, że za karę ktoś usunie im konto, inaczej nie potrafię wyjaśnić tego nawyku). Bo gotowanie, bo sprzątanie, bo sprawy różne, bo fitness, bo nadgodziny w pracy, bo korki, bo globalne ocieplenie...

Wymówek jest zawsze sporo. Każda jedna i wszystkie razem wzięte to idealny środek do samooszukiwania. W końcu łatwiej coś sobie zracjonalizować, kiedy polegniemy w realizacji swojego postanowienia niż podjąć pewien wysiłek, aby dać sobie radę z jego utrzymaniem, prawda?

Żeby rzucić palenie, można kupić w aptece środek wspomagający organizm podczas odstawiania nikotyny. Tanie to nie jest, smaczne tym bardziej, trzeba trochę samozaparcia, ale da się zrobić. Podobnie z ćwiczeniami - jak nie da się w domu, to często korpo daje w pakiecie socjalnym kartę uprawniającą do tanich jak barszcz seansów na siłowni czy na tańcach. I skoro dają, to przecież głupio nie wziąć i tak zorganizować sobie czasu, by dobrze wykorzystać tę możliwość.

A czytanie? Czytanie samo się nie obroni. Książek w aptece nie sprzedają, na siłowni czytać można (nawet warto, np. na stepperze), ale najpierw trzeba przynieść sobie coś do czytania. W domu podobnie - trzeba znaleźć czas, zorganizować go sobie, by móc skupić się na czytaniu, a co za tym idzie - skupić się, otworzyć wyobraźnię, dać opowieści z powieści lub faktom z biografii czy reportażu zrobić przyjemny bałagan w głowie. A później to przetrawić, przyswoić, przemyśleć, wyciągnąć wnioski, na bazie nowej wiedzy dokleić nowy kawałeczek swojej tożsamości. Kto wie, czy nie lepszej niż ta przed lekturą.

I dlatego właśnie to tak trudne zadanie. Ale sądzę, że naprawdę warto. Dlatego publicznie deklaruję, że wchodzę w zadanie #52booksin52weeks. Pierwsza książka już za mną, to "Drach" Szczepana Twardocha, którego okładka ilustruje ten post. Nie każdą zrecenzuję, bo też nie o każdej będę potrafił coś napisać, ale w miarę możliwości będę tutaj podrzucał listę lektur.

Wchodzicie w tę umowę i sami zapiszecie się do udziału w zabawie #52booksin52weeks?