wtorek, 27 kwietnia 2010

"Drobne szaleństwa" - studium wielkich problemów

Książka nosząca tytuł "Drobne szaleństwa" sugeruje, że czytelnik może liczyć na lekturę lekką, łatwą i przyjemną, z delikatną nutą tak zwanej literatury kobiecej. Ale nie dajmy się zwieść pozorom. Powieść Kai Malanowskiej to książka mocna i zapadająca w pamięć. To ciekawe, choć trudne w lekturze studium choroby cywilizacyjnej XXI wieku, jaką jest depresja.
Bohaterką "Drobnych szaleństw" jest Maja, mająca nieco ponad 30 lat mieszkanka Warszawy. Jej życie pozornie wygląda jak żywcem wyjęte z żurnala, co - do tego dojdziemy - może być źródłem jej kłopotów. Ma przystojnego, kochającego męża i uroczą dorastającą córkę. W perspektywie zaś ciekawą karierę naukową, pod którą podwaliny położyły lata pracy w USA. Słowem, życie jak w bajce lub co najmniej jak w "Modzie na sukces". Sęk w tym, że dla Mai jej życie jest jak tafla, po której tylko z rzadka zdarza jej się spokojnie ślizgać. Przeważnie bohaterka książki chodzi po niej jak po kruchym lodzie. A wszystko przez depresję, która nie pozwala jej prowadzić "normalnego" życia.

Kaja Malanowska w swojej książce naszkicowała przejmujące studium depresji. Stworzona przez nią bohaterka miewa ataki lęku i paniki. Ma problemy z najprostszymi czynnościami, jak sprzątanie czy jedzenie. Choroba niemal całkowicie unicestwia jej relacje społeczne i intymne, choćby z mężem, którego Maja kocha, a jednocześnie chce go rzucić, obwiniając za swoje wszelkie problemy i za chorobę. Na kartach książki Malanowskiej choroba prezentuje swoje oblicze w całej okazałości. Czy autorka, szalenie precyzyjnie kreśląc różne stadia depresji czy podając nazwy stosownych lekarstw, w ten sposób opisała własne doświadczenia i lata walki z nią? Wydaje się to być bardzo możliwe, co nadaje "Drobnym szaleństwom" rysu autobiograficznego, a przez to dodatkowej powagi i autentyczności.

Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? - zapyta ktoś. Przecież bohaterka książki miała wszystko. Wszelkie przekazy kultury masowej, wszelkie wzorce osobowościowe właśnie tak przedstawiają  tzw. życie spełnione: drogie auto, pełne konto, ładna żona/ładny mąż, urocze dziecko. Konsument stateczny, obywatel dostatni i porządny. Zatem, skoro Maja to wszystko miała, to skąd wzięła się jej choroba?

W tym miejscu można szukać najważniejszego sensu "Drobnych szaleństw". Losy głównej bohaterki pokazują, że styl życia wzorowany na przyjętych za jedynie słuszne ideałach i normach jest szalenie zgubny. Że nie zostawia zbyt wiele miejsca na dowolność, że unifikuje i równa do jednej sztancy. W książce Malanowskiej nawet tzw. wygranych i przegranych można łatwo sprowadzić do wspólnego mianownika. Ci, którzy się dorobili, to gorzkniejący cynicy mający za pociechę tylko konta pełne gotówki. Zaś ci, którym się nie powiodło, to gorzkniejący szybko frustraci, ledwo ukrywający poczucie moralnej wyższości nad tymi, którym powiodło się w życiu nieco lepiej. Ewentualnie alkoholicy, samotne matki z dziećmi łowiące pierwszego lepszego faceta, bo czas mija i trzeba wreszcie kogoś znaleźć. Wszyscy oni obracają się w tzw. warszawce, do której należy także nasza bohaterka. I żyją - łagodnie mówiąc - plastikowym życiem, wyzutym z głębszego sensu. 

Maja w tym topornym schemacie odnaleźć się nie potrafiła. Nie chciała pracować dla samej pracy, wykonując teoretycznie ambitne, a w praktyce odtwórcze zajęcia. Nie chciała odgrywać w swoim życiu rytuałów lansowanych przez mass media, pisemka kobiece czy reklamy. Chciała być sobą, a nie wiedziała jak, co wepchnęło ją w ramiona fatalnej choroby. Jaka sama przyznaje w książce, "czuła za mocno, chciała za bardzo, chciała być za bardzo okej", aż padła ofiarą depresji. Dopadła ją hipertrofia emocji, wrażeń doprawiona dojmującym poczuciem braku sensu i egzystencjalnej pustki.

Również szeroko rozumiana kobiecość czy też - patrząc szerzej - społecznie uznawane wzorce kobiecości wpędziła bohaterkę książki w te kłopoty. W trakcie lektury obserwujemy, jak miota się między ideałami "matki Polki" a wytycznymi dla kobiet niezależnych, które chcą być trendy, cool i independent. Wie, że nie zmyła naczyń i gniją w jej zlewie. Wie (albo tylko jej się wydaje), że jest złą matką dla swojej córki. "- Jestem złą kobietą, złą żoną, złą matką!" - wścieka się na siebie Maja, siedząc okrakiem na barykadzie między tym, co uważa za swój kobiecy obowiązek i tym, co wydaje się za potrzebne i ważne dla niej samej.

Patrząc z tej perspektywy widać, że Kaja Malanowska prowadzi czytelnika w świat współczesnych kobiet, żyjących pod stałą presją. Przyłóżmy tę miarę choćby do sytuacji pań w Polsce. Opłacanych gorzej niż mężczyźni za tę samą pracę, żyjących pod presją pracodawców z lupą przy oku dopatrujących się oznak ciąży. Zagonionych w dwa ognie między pracą i domem, a przy tym dociskanych wzorcem bycia zawsze piękną, gładką, chętną i powabną. Rozpatrywane w tym kontekście "Drobne szaleństwa" mają więc też solidny ładunek feministyczny. 

Książkę Kai Malanowskiej wydawca reklamuje jako powieść napisaną w czysto blogerskiej formie. I faktycznie, autorka prowadzi narrację w formie pamiętnika. Odkrywa przed czytelnikiem swoją bohaterkę, odsłaniając nawet tajemnice jej fizjologii czy życia intymnego. Maja jest swego rodzaju postacią totalną, którą prześwietlamy na wskroś. Można zarzucić autorce, że momentami snuje swoją opowieść zbyt rozwlekle. Że wikłając się w szczegóły, gubi snuty misternie wątek. Nie zmienia to jednak faktu, że "Drobne szaleństwa" to pasjonujący, poruszający obraz walki z ciężką chorobą, a także rzut oka na realia życia współczesnych kobiet. 

Kaja Malanowska, "Drobne szaleństwa", Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2010.