środa, 17 marca 2010

Pismaki, obudźcie się!

To już ostatni tekst z cyklu "Środowe retrospekcje". Na koniec serwuję Wam felieton o awanturze wokół tytułu dziennikarza roku 2008 dla Bogdana Rymanowskiego. W grudniu owego roku laur dla prezentera TVN24 wywołał sporą medialną burzę. Przypomnijmy sobie, jak to było. Warto tym bardziej, że i ten tekst zawiera odniesienia także do obecnych realiów systemu medialnego w Polsce. 

***
Piotr Pacewicz z "Gazety Wyborczej" oburzył się, że tytuł najlepszego dziennikarza roku zdobył Bogdan Rymanowski z TVN. Redaktor naczelny TVN 24, Adam Pieczyński odpowiedział, że redaktor "GW" jest zazdrosny i traktuje dziennikarzy telewizyjnych z pogardą. Ta wymiana zdań wiele mówi o kiepskiej kondycji mediów w Polsce. Zdecydowana większość naszych dziennikarzy słodko śpi, śniąc o swojej wydumanej potędze.

Spór w środowisku medialnym rozgorzał w zeszłym tygodniu. Miesięcznik "Press" tradycyjnie wybrał najlepszego dziennikarza roku. Tytuł przypadł Bogdanowi Rymanowskiemu z TVN i TVN 24. Piotr Pacewicz skrytykował ten wybor na łamach "Gazety Wyborczej". Zarzucił laureatowi, że jest jedynie moderatorem pyskówek między politykami, a często sam podkręca kłótnie. To zaś, zdaniem redaktora "GW", psuje - i tak kulejącą - debatę publiczną w Polsce.

- Bogdan Rymanowski - co było ujmujące! - stwierdził w środę, że to chyba nie jemu należy się ta nagroda
. Rzeczywiście. I nie chodzi o Rymanowskiego jako takiego, lecz o profesję, którą uprawia. Nie określiłbym jej terminem dziennikarstwo - skwitował Pacewicz.

Jak zrozumieć ten dziennikarski spór? Na początek przypomnijmy podstawowe fakty. Wraz z rozwojem telewizji, zmieniły się inne media, a także sposób myślenia i postrzegania mediów. Komunikacja medialna obrała kurs na gorące newsy i sensację, skandale, dramaty i tragedie. Taki sposób prezentowania informacji sprawił, że pojawiły się media tabloidowe, o których mówi się, że są swoistą "gazetową telewizją".

Zmienił się też charakter pracy dziennikarzy. Telewizyjni żurnaliści często zbijają kapitał na awanturach polityków, których zapraszają do swoich programów. Taki przekaz medialny dominuje w masowej komunikacji. Praca dziennikarzy prasowych czy radiowych jest mniej widoczna, w tle pierwszego planu.

Patrząc z tej perspektywy, widzimy tło sporu na linii Pacewicz - Rymanowski. Redaktor "GW" wystąpił w nim z pozycji idealistycznych, punktu widzenia dziennikarstwa klasycznego, może nawet nieco "szlacheckiego". Z kolei szef TVN 24, Adam Pieczyński, stanął na stanowisku pragmatycznym. W swoim oświadczeniu przekonywał, że media muszą się kierować słupkami oglądalności, więc nie mogą unikać kontrowersyjnych tematów. Podkreślił jednak, że jego dziennikarze trzymają się zawodowych standardów, a widzowie oglądając programy stacji obdarzają ją zaufaniem.
W tym sporze widać wady i słabości polskich mediów. Środowisko jest podzielone, a co gorsza - skupione mocno na sobie. Niedawno Tomasz Lis szydził w swojej książce "My, naród", że "Wyborcza" najchętniej pisze o "Dzienniku" i "Rzeczpospolitej", "Rz" o "Dzienniku" i "GW". I tak w kółko, a czytelnicy mogą co najwyżej stać w kącie i obserwować. Skupienie na sobie pokazał też spór o Rymanowskiego. Spierający się dziennikarze nadali temu tematowi rangę poważnej afery, gdy tymczasem to zwykła kłótnia, która powinna być omówiona w małych komentarzach redakcyjnych, ewentualnie na spotkaniach w kręgu fachowców, a nie lansowana do oporu.

Spór ten unaocznił też, że napięcie między solidnym dziennikarstwem a tabloidyzmem stale rośnie, a to pierwsze coraz bardziej oddaje pola. Nasze media rzadko spełniają rolę, do jakiej zostały przewidziane. Bardzo często pompują błahe tematy do absurdalnych rozmiarów, przy okazji siejąc ogłupienie i poznawczy mętlik. Bo co wynika z tego, że polityk X obraził znów polityka Y? Tylko tyle, że obaj powinni trzymać się z dala od polityki, ewentualnie zapisać na boks i dać sobie po buzi. Tymczasem media, gorączkowo szukając tematów, ładują w takie bzdury mnóstwo pary.

To sprawia, że materiałów takich, jak tekst o aferze pedofilskiej w szczecińskim Kościele, aferze Anety Krawczyk czy wywiad Jacka Żakowskiego z Leszkiem Kołakowskim, jest jak na lekarstwo. Nie mogą się przebić przez tabloidowo-telewizyjną sieczkę. W tym sensie można zrozumieć reakcję Pacewicza, wściekającego się na promowanie Rymanowskiego, który nie informuje, nie ujawnia tajemnic, a jedynie prowokuje polityków do słownych bijatyk na poziomie mniej niż żenującym. Taka nagroda to symbol uznania dla medialnej pustki i przekazu bez żadnej wartościowej treści.

Panowie się pokłócili, pogrozili sobie palcami, niedługo spór wygaśnie. Nikt nikogo nie przekonał, każdy pozostał przy swoich racjach. Ot, normalna medialna sieczka. Ale - choć może zabrzmi to naiwnie - może jednak ktoś wreszcie dozna olśnienia i się obudzi.

Może poszczególne redakcje przypomną sobie wreszcie, że mają służyć przede wszystkim Polakom i naszej demokracji, a nie fałszywemu bożkowi ekonomicznej wydajności.

*Tekst ukazał się pierwotnie na łamach portalu dlastudenta.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz