środa, 16 lipca 2014

Jacek Hugo-Bader, "Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak"

fot. Wydawnictwo Znak.

Wysokie góry, adrenalina, braterstwo liny, polskie piekiełko, śmierć. Do tego wybitny reporter, który przygląda się wyprawie górskiej i którego obecność rosnące napięcia. Z takiej mieszanki musiała powstać praca co najmniej kontrowersyjna. I taka właśnie jest książka “Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak” autorstwa Jacka Hugo-Badera.

Jacek Hugo-Bader w swojej karierze reporterskiej miewał różne szalone pomysły, by przypomnieć ten o całkiem na serio i dosłownym wcieleniu się w bezdomnego żebraka. I gdy przeprowadzić, tak czysto teoretycznie, eksperyment myślowy z pytaniem: “Który z polskich reporterów pojechałby na Broad Peak zbierać materiał do reportażu”, sądzę, że w 8 na 10 przypadków pytany wybrałby właśnie Hugo-Badera. Ewentualnie Wojciecha Jagielskiego, ale ten kolejny wybitny polski mistrz reportażu preferuje raczej cieplejsze i bardziej narażone wojną tereny. 

W czerwcu 2013 r. pojechał więc Jacek Hugo-Bader do Pakistanu, będąc członkiem wyprawy ratunkowej pod kierownictwem Jacka Berbeki. To brat Macieja, który w marcu 2013 r. zginął podczas próby zdobycia szczytu tego ośmiotysięcznika. Obok niego zmarł wtedy Tomasz Kowalski. Dwaj pozostali uczestnicy tamtej dramatycznej wyprawy, Artur Małek i Adam Bielecki, szczyt zdobyli i gdy wracali do bazy, minęli się z kolegami, których - jak później się okazało - nie zobaczyli już więcej żywych. Jacek Berbeka, jak na człowieka gór przystało, poprzysiągł sobie, że brata nie zostawi. I zorganizował wyprawę poszukiwawczą. 

Niestety, jemu i Jackowi Jawieniowi udało się odnaleźć na Broad Peak tylko ciało Tomasza Kowalskiego. Miejsce spoczynku Macieja Berbeki na zawsze wyznaczyła sama góra i jej lodowce. 

Jacek Hugo-Bader tej wyprawie towarzyszył i zebrany materiał reporterski skompilował w solidną całość. Jego książka, choć nie opisuje szybko zmieniających się realiów czy zdarzeń, nie jest pozbawiona rytmu i dynamiki. Słowem - wciąga. Autor próbuje objaśnić czytelnikowi różne meandry wspinaczki wysokogórskiej, kładąc duży nacisk zwłaszcza na opis chorób, które mogą dopaść wspinacza na ekstremalnie dużych wysokościach. To informacje ważne, bo pozwalają zrozumieć zachowania i gesty tych, którzy wysoko w górze stanęli oko w oko z sytuacjami dramatycznymi. Autor wprowadza czytelnika w te meandry, można odnieść wrażenie, że ucząc próbuje jednocześnie uczyć siebie samego. Dorzuca do tego opis - bo w książce o Polsce takich opisów zabraknąć nie może - sporów w polskim środowisku himalaistów. 

Na pierwszy rzut oka można by więc uznać, że reporterowi związanemu z “Gazetą Wyborczą” wyszła spod pióra kolejna znakomita rzecz. Ale gdy poskrobać, spod spodu wyjdą niewygodne fakty. Kierujący czerwcową wyprawą na Broad Peak Jacek Berbeka w jednym z wywiadów zarzucił wprost Hugo-Baderowi, że w swojej książce nie opisał samej wyprawy, ale jedynie swoje konfabulacje. Co dla reportera jest ciosem bolesnym, nawet gdy przyjmiemy, że w reportażu - jak robił to mistrz Kapuściński - można i trzeba stosować licentia poetica. 

- Przeczytałem tę książkę kilka razy. Znajduje się w niej bardzo dużo konfabulacji. To świadczy o słabości JHB jako reportera, a nawet szerzej – pisarza. On nie prowadzi gry z czytelnikiem. On go po prostu zwodzi. JHB nie przedstawia faktów w taki sposób, w jaki się wydarzyły, lecz tak, jak on chciałby, żeby wyglądały - atakuje Jacek Berbeka w wywiadzie dla Kultury Liberalnej

Warto dodać, że w tym wywiadzie wyraźnie wściekły Jacek Berbeka nie stroni od ciosów stricte personalnych:

- Okazało się jednak, że on w ogóle nas nie zrozumiał i tak naprawdę do dzisiaj nie rozumie naszego bólu po stracie bliskich. Jacek Hugo-Bader nie dopuszcza w książce niczego poza sobą, poza swoim ego – wyższym od wszystkich ośmiotysięczników razem wziętych. 

Jakby tego było mało, Hugo-Baderowi zarzucono plagiat tekstu, który na temat pierwszej wyprawy na Broad Peak ukazał się w “Tygodniku Powszechnym”. Sam autor przeprosił tłumacząc, że nie kopiował tekstu wprost, a jedynie go cytował. Tę sprawę rozsądzą pewnie prawnicy, ale niesmak pozostał. 

“Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak” ma też jeszcze jedną, mniej rzucającą się w oczy warstwę. Autor zawarł bowiem w książce swoiste lustro - wypisał internetowe komentarze pod adresem uczestników marcowej wyprawy na Broad Peak, którzy przeżyli. Te partie książki, którymi Hugo-Bader przeszywa wyborem “myśli polskiej”, są przerażające. Sączy się z nich jad i bezinteresowna nienawiść. Brakuje empatii, za to praktycznie każdy komentujący chce zgnoić tych, którzy przeżyli. Co jest paradoksalne, bo przecież Małecki i Bielecki spotkali się z zarzutem, że nie ratując słabnących kolegów są faktycznie winni ich śmierci. Tyle, że ten wyrok próbuje wydawać tłum egoistycznych, anonimowych opluwaczy z internetu. Tę sprzeczność Hugo-Bader sprytnie wyeksponował, jakby chcąc pokazać, że nie nam, maluczkim, jest oceniać, jak należy się zachowywać na wysokości 8 tys. metrów nad ziemią. Bo tam liczą się tylko zwierzęce instynkty i odporność organizmu. Altruizm też ma prawo głosu, ale dopiero wtedy, gdy ma się pewność przeżycia. W tym kontekście “Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak” jest jak lekcja pokory, która uczy szacunku do rzeczywistości, a także stanowi szczepionkę na lejący się z internetowych pysków coraz bardziej wartki strumień jadu. 

Hugo-Bader odkrywa przed czytelnikiem także interesującą sferę psychologiczną. Czytając “Długi film o miłości…” można bowiem zadać pytanie, po co komu tak ekstremalna rozrywka, jak wspinaczka wysokogórska? To przecież sport, który nie wybacza błędów, a nawet, gdy wspinacz błędów nie popełni, to góra może zdecydować o jego losie. Np. lawiną lub ukrytym górskim potokiem, do którego można wpaść na amen po przypadkowym poślizgnięciu się na trasie. Wspinaczki i wspinacze zostawiają domy, rodziny, dzieci, całe życie. Wszystko po to, by poczuć ten swoisty zew krwi, który towarzyszy sukcesowi po osiągnięciu szczytu? Ale w książce Hugo-Badera sami wspinacze mówią, że pobyt na szczycie trwa kilka chwil, a nie zawsze jest możliwość, by zrobić sobie na nim pamiątkowe zdjęcie. Po co więc tak uparcie dążyć do przekroczenia samego siebie, od jakich problemów chce się uciec tak daleko i w tak niebezpieczne rejony? 

Wydaje się więcej niż pewne, że najnowszy reportaż Jacka Hugo-Badera zostanie zapamiętany na długo w polskim światku wspinaczkowym. Bo autor swoją książka dolał tylko oliwy do skwierczącego od dawna ognia kłótni i sporów. Pierwsza wyprawa na Broad Peak stała się narodowym dramatem, szeroko relacjonowanym przez media. Artur Małek i Adam Bielecki zostali objęci środowiskowym ostracyzmem, a oficjalne instytucje polskiego himalaizmu odradzają innym zabieranie ich na wysokogórskie wyprawy. Broad Peak był kolejną porcją oliwy do ognia w polskim piekiełku. Autor zaryzykował, wchodząc w zupełnie sobie obce środowisko i naruszył jego traumę, w tym także trwającą traumę rodzin ofiar dramatu na Broad Peak. Czy było warto, mimo gorących emocji i ostrych słów, które wypowiedziano po premierze książki? Na to pytanie musiałby odpowiedzieć sam reporter. Czytelnik może być jednak pewien, że w postaci “Długiego filmu o miłości. Powrotu na Broad Peak” trafi do jego rąk porcja solidnego reportażu z wysokiej półki.

A na koniec - piosenka. Refren cholernie mocno kojarzy mi się z historią o wyprawie na Broad Peak i opowieścią o niej autorstwa Jacka Hugo-Badera. Fortune, fame, mirror, vain, but the memory remains...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz