niedziela, 12 stycznia 2014

Beata Chomątowska, "Stacja Muranów"


Warszawski Muranów. Miejsce, które - jak cała stolica Polski - jest pomnikiem historii. Miejscem szczególnym, bo to osiedle powstało na zgliszczach getta w Warszawie. I do dziś można tam znaleźć ślady dawnego życia, dawnej kultury i mieszkańców tego miejsca. 

O losach Muranowa - zwłaszcza tych powojennych - opowiada Beata Chomątowska w fascynującej, wydanej przez Wydawnictwo Czarne książce pt. "Stacja Muranów". Idę o zakład, że każdy z Was, kto przeczyta tę pozycję, po lekturze powie, że odcisnęła ona naprawdę mocny ślad na Waszej wrażliwości czy na postrzeganiu Warszawy, a także na postrzeganiu dziejów Żydów w Polsce. A na początek zachęcam do lektury recenzji, którą napisała Katarzyna Klein, a mnie przypadła przyjemność dołożenia kilku słów od siebie. 


"To osiedle, które celowo zostało wzniesione na warstwach gruzu, celowo nieotynkowane, by przypominać o Zagładzie. Miało być jak rana, której nie pozwolono się zabliźnić. Miało być jak żyjący, krzyczący pomnik.


Warszawa to miasto-pomnik. Pomnik zbudowany na cmentarzu. To miasto, które dziś tętni życiem, pulsuje energią, daje kopa jak narkotyk, a nieraz potrafi wycisnąć jak cytrynę. Ale pod płaszczem tej energii i życia kryje się wspomnienie dramatu, śmierci i morza krwi. Także tej żydowskiej, przelanej podczas drugiej wojny światowej w stołecznym gettcie.

Dzisiejsza Warszawa fascynuje. Przed wojną nazywana Paryżem Północy, po drugiej wojnie światowej powstała praktycznie na nowo. I to całkiem dosłownie, bo wojenny walec przejechał po polskiej stolicy bez litości. Rozjuszeni wybuchem Powstania Warszawskiego Niemcy potraktowali miasto i jego mieszkańców z bezprecedensową brutalnością. Mordowali cywilów, w tym dzieci i chorych. Burzyli i palili całe kwartały miasta. Po wojnie Warszawa była wielką, dymiącą kupą gruzu. To, co z niej zostało, wzruszało nawet tych najbardziej znieczulonych wojenną rzeczywistością. Kryształ został rozbity na setki kawałków.

Mostem łączącym Warszawę obecną, błyszczącą, z tą powojenną, tak głęboko zranioną, jest cmentarz w centralnej części miasta. Cmentarz, którego nie widać. Ukryty w fundamentach i murach architektonicznej utopii, osiedla-pomnika. Nie tyle przypominający o tym, że istnieje, co wskazujący na czyjąś nieobecność.

Muranów. Spójne powojenne założenie urbanistyczne, które miało stać się funkcjonalną śródmiejską dzielnicą mieszkaniową opartą na koncepcji jednostki sąsiedzkiej. Czerpiące z przedwojennych wzorców awangardowych, wbrew pierwotnym planom architektów, wbite w ideologiczny kostium doktryny realizmu socjalistycznego w sztuce. Powstałe w części dawnej dzielnicy żydowskiej. Jedyne takie osiedle w skali światowej. Powstałe – i to całkiem dosłownie – na gruzach i z gruzów getta.


Stacja Muranów Beaty Chomątowskiej jest taka, jak sam Muranów. To wielowarstwowa mozaika splatająca losy ludzi dawnych i współczesnych, których historie w jakiś sposób zaczepiły się o Muranów. Są tam opowieści o mieszkańcach Dzielnicy Północnej; o ludziach getta; o tych, którzy wyrównywali gruzy po jego budynkach; o architektach, dla których ta pusta przestrzeń była wyzwaniem i szansą. Wreszcie o współczesnych mieszkańcach, ludziach, których Muranów fascynuje.

Cały tekst znajdziecie na łamach portalu Wywrota.pl.

Korzystając z okazji chcę bardzo podziękować Kasi Klein za to, że znalazła czas na lekturę tej książki i napisała tak fascynujące 3/4 tego tekstu, że czystą przyjemnością i wyzwaniem jednocześnie było dopisanie kilku zdań od siebie. 

2 komentarze: