poniedziałek, 5 września 2011

Tony Judt, "Źle ma się kraj. Rozprawa o naszych współczesnych bolączkach"

Książka "Źle ma się kraj" autorstwa nieżyjącego już politologa z Wielkiej Brytanii, Tony'ego Judta to jeden z najbardziej uczciwych i głęboko ideowych manifestów politycznych ostatnich lat. To jedna z tych prac, która - zwłaszcza, gdyby było dane nam żyć w nieco bardziej romantycznych czasach - mogłaby potrząsnąć filarami tego, co już zgniłe i zbutwiałe, ale rości sobie prawo do modelowania realiów życia milionów ludzi.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że współczesny świat stanął na głowie. Od blisko trzech lat toczy go kryzys finansowy, którego końca nie widać i którego winni nie ponieśli żadnych konsekwencji. No, może poza surowym zmniejszeniem sutych premii za wyniki biznesowe o te kilka milionów dolarów... Casino capitalism ma się całkiem nieźle, spekulacje trwają w najlepsze, a możni mają do zaproponowania tylko jedną odpowiedź - czas na zaciskanie pasa. Sprytnie przy tym pomijając wątek, że chcą go zaciskać na brzuchach tych, którzy i tak są już wystarczająco dociśnięci, a nie brzuchach tych, którzy toną w przywilejach i dobrach.

Kapitalizm XXI w. pożera środowisko naturalne, jak czarna dziura zasysa wszelkie przejawy buntu, komercjalizując go i czyniąc zeń jedynie etykietę. Przykład damskich majtek z portretem Che Guevarry jest tu aż nadto sugestywny. Światem rządzi pieniądz i reguła - każdy jest kowalem swojego losu, winą za porażki można obarczać tylko siebie. Usługi publiczne czy szerzej - państwo opiekuńcze to szkodliwa mrzonka i pożywka dla nierobów, którzy myślą, że cokolwiek im się należy. Żyjemy w najlepszym z możliwych światów, a każdy opór jest zbędny, bo przecież There Is No Alternative, a nawoływania do radykalnej zmiany paradygmatu modelowania współczesności to groźne pohukiwania pogrobowców Włodzimierza Lenina et consortes.

Ten sposób myślenia i postawy nim inspirowane nadal trzyma się mocno w głównym nurcie debaty publicznej, a wyznawcy kultu nieskalanej współczesności roszczą sobie miano do posiadaczy prawdy ostatecznej. Trzeba jednak przyznać, że - także w Polsce - coś zaczyna się zmieniać. Od kilku miesięcy debata o potrzebie zmiany toczy się na łamach “Gazety Wyborczej”. Jednym z głosów w tej debacie jest też, w Polsce wydana nakładem wydawnictwa Czarne z Wołowca, książka “Źle ma się kraj” nieżyjącego już brytyjskiego filozofa i politologa, Tony’ego Judta. I jego praca to jeden z najbardziej wartościowych, szlachetnych, a przy tym głęboko inspirujących tekstów w globalnej dyskusji o Wielkiej Zmianie.

Tony Judt pracował nad tą książką, będąc ciężko chorym na stwardnienie zanikowe. Męczony śmiertelną chorobą, nie był już w stanie pisać i dyktował treść książki swoim współpracownikom. To dodaje jego pracy dodatkowego, głębokiego wymiaru - czytana z tej perspektywy staje się jeszcze bardziej głębokim moralnie ideowym manifestem. I niepomijalnym wątkiem w dyskusji o tym, co należy na świecie zmienić, by znów uczynić go miejscem dobrym dla wszystkich, a nie tylko dla tych, którzy codziennie rano powtarzają sobie za filmowym Gordonem Gekko: “Chciwość jest dobra”.

Ale "Źle ma się kraj" to też zbiór celnych - chwilami wręcz technicznych - krytyk pod adresem tego, co przez prawie cztery dekady na świecie udało się zepsuć i zbiór porad, jak możemy zawrócić z tej drogi donikąd. Tony Judt prowadzi czytelnika przez swój swoisty polityczny testament. Przekonująco opowiada mu, dlaczego rosnące rozwarstwienie społeczne to jedna z największych współczesnych katastrof, szkodząca zarówno tym, którzy (jeszcze?) płyną na pokładzie statku i tym, którzy wypadli za burtę i którym odmawia się prawa do koła ratunkowego. Autor opisuje, jak daleko zaszliśmy od świata, w którym wiele podstawowych usług, jak system świadczeń społecznych, transport publiczny, sprawna służba zdrowia, należało do niepodważalnego (jak się wydawało jeszcze w latach 60.) zbioru wyznaczników normalnie funkcjonującego społeczeństwa. Bo przecież dziś, jak rymuje Eldo, "to, co publiczne jest już trupem, a prywatne - daj działę, dam ci sukces". Co godne podkreślenia, autor pozostaje krytyczny także wobec wielu rewolucjonistów roku '68, widząc w ich ówczesnych ideach intelektualny podkład pod triumf neoliberalizmu i postępującego indywidualizmu. Biorąc na siebie - jako człowiek lewicy - część winy za błędy swoich ideowych stronników, autor proponuje też szereg zmian, których wdrożenie może jeszcze uczynić świat w miarę przyjemnym miejscem do życia. Judt w swojej książce nawołuje do kulturowej rewolucji, do otwarcia na idee wspólnoty, powrót do idei dóbr wspólnych, których utrzymywanie opłaca się wszystkim. To pomysły szlachetne, chwilami ocierające się wręcz o naiwność, ale głęboko szczerze i będące potencjalnie skuteczną odtrutką na wirusy współczesnego, skomercjalizowanego do cna świata.

Młodzi Hiszpanie skupieni w Ruchu Oburzonych postulują m.in. przywrócenie tańszych biletów kolejowych, bo po wprowadzeniu w kraju kolei dużych prędkości nawet podróż pociągiem cenowo jest osiągalna dla coraz węższej grupy ludzi. Młodzi Izraelczycy protestują przeciwko wysokim cenom mieszkań, które uniemożliwiają im start w dorosłe życie. W Polsce ceny własnego M, czy choćby wynajmu lokum, ocierają się o granice absurdu i samodzielny wynajem sensownego lokalu zakrawa na finansowe wyzwanie. To - ale też wiele innych zjawisk - pokazuje, jak daleko współczesny świat zaszedł na drodze absurdalnej indywidualizacji ludzkich narracji, ograniczając przy tym dostęp do podstawowych dóbr jednym przykazaniem - masz tyle, na ile cię stać.

Tony Judt w swojej książce punktuje raz po raz te absurdy, pokazując konkretne metody zmian, podkreślając przy tym, że czas nagli i nie ma co zwlekać z radykalnymi zmianami. To już nie ten moment, jak pod koniec lat. 60. we Francji, gdy w przededniu wybuchu rewolty roku 1968 r. tamtejsze media pisały, że kraj się nudzi. Dziś ci, którzy o perspektywach na rozwój i zaspokojenie podstawowych potrzeb mogą jedynie pomarzyć, zaczynają się buntować. A książki takie, jak "Źle ma się kraj", zasługują na miano uczciwego, inspirującego manifestu wszystkich tych, którzy - idąc tropem myśli Stanisława Brzozowskiego - chcą własnymi rękoma świat modelować tak, by był dobrym miejscem do życia dla każdego.
Dawnej utopijnymi nazywano wielkie projekty ideowe, których wyznawcy chcieli radykalnie przemodelować rzeczywistość. Dziś dla wielu utopią jest choćby delikatne przekonywanie, że mieszkanie to prawo, a nie towar. To też pokazuje, dlaczego warto sięgać po takie książki, jak 'Źle ma się kraj". Choćby po to, by zobaczyć, że można inaczej. Ze można lepiej.

Czytajcie Judta! 

Tony Judt, “Źle ma się kraj. Rozprawa o naszych współczesnych bolączkach”, wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz