wtorek, 25 stycznia 2011

Wojciech Tochman, "Dzisiaj narysujemy śmierć"


“Dzisiaj narysujemy śmierć”, reportaż o szale ludobójstwa w Rwandzie w 1994 r., to najbardziej dobitna, bezwzględnie szczera i dosadna książka w dorobku pisarza.

Wojciech Tochman
to w polskim reportażu uznana firma. Jego “Schodów się nie pali”, “Jakbyś kamień jadła”, “Córeńka” czy “Wściekły pies” to już pozycje klasyczne w zbiorze rodzimego reportażu lat XX. Cechą, która łączy poszczególne prace Tochmana, jest brutalny realizm, nie pozwalający czytelnikowi przejść obok lektury. Ale “Dzisiaj narysujemy śmierć”, reportaż o szale ludobójstwa w Rwandzie w 1994 r., to bez wątpienia najbardziej dobitna, bezwzględnie szczera i dosadna książka w dorobku pisarza. 

Po dramacie Holokaustu cały cywilizowany świat zastygł w bólu. Przez lata wielu uczonych, polityków, ale też zwykłych ludzi, zastanawiało się, jak zapobiec podobnym dramatom w przyszłości. Rozważano, jak podźwignąć się po tej klęsce humanizmu i jak odbudować wiarę w człowieczeństwo. Wszyscy mówili “nigdy więcej”. Niestety, stało się inaczej. Wiemy o mordzie w Srebrenicy, wiemy o czystkach etnicznych podczas wojny w Kosowie. Wiemy tez o rzezi Tutsi dokonanej przez Hutu w Rwandzie. Wojciech Tochman wprowadza czytelnika w dramat tego afrykańskiego kraju. Przytacza relacje ocalałych z rzezi. Bezlitośnie opisuje mordy, na kartach jego książki trup ściele się gęsto. Nie ma tu alibi, nie ma tabu. Jest tylko rzeczywistość naznaczona śmiercią, orgią zabijania. Zabrzmi to brutalnie, ale lektura książki Tochmana przypomina upiorny spacer po ulicach tonących w rozkładających się zwłokach. 


Gdzie w tym wszystkim jest autor książki? Jest narratorem, przewodnikiem, ale też sędzią. Nie chowa się za zasłoną reporterskiego dystansu. Co rusz uderza czytelnika kolejnymi, coraz bardziej brutalnymi faktami. Oddaje głos ocalonym, ale też ofiarom, pozwalając im mówić o wszystkim, o każdym - nawet najbardziej bolesnym - wspomnieniu. 

“Dzisiaj narysujemy śmierć” to nagi, naturalistyczny portret rzezi, któremu przyglądamy się, słysząc szelest opadającej maczety i krzyki brutalnie gwałconych, mordowanych Tutsi. To hołd oddany przez Tochmana ofiarom tej nieludzkiej zbrodni. Od rwandyjskiej rzezi minęło blisko siedemnaście lat. Ale nie ma jej w publicznej świadomości. Być może dlatego, że w Europie przywykliśmy do dostatniego, wygodnego życia. Takie dramaty nie pasują do rzeczywistości snu. I można zaryzykowac tezę, że wielu Amerykanów, Francuzów, Niemców czy Polaków nie słyszało pewnie o ludobójstwie w Rwandzie. Ci zaś, którzy dowiedzieli się o tym dramacie, gotowi pewnie zbyć go wzruszeniem ramion. Ot, codzienność dalekiego afrykańskiego kraju. Dzicz i zbrodnia, bez powodu. Oni przecież tak mają. 

Ale swą do bólu szczerą, naturalistyczną opowieścią Wojciech Tochman wytrąca z tego błogiego snu. Bo i nasze, europejskie sumienia są obciążone tym dramatem. Gdyby nie rządy najpierw Niemców, a później Belgów, nikt w Ruandzie nie przejąłby się kwestią rasy, ba - nie poświęciłby pewnie jej uwagi choćby przez maleńką sekundę. A jednak. I w ten właśnie sposób zostało zasiane ziarno przyszłych, upiornych żniw. Byli też europejscy świadkowie rwandyjskiej tragedii, którzy odwrócili głowy. Tochman wspomina w książce o polskich misjonarzach, którzy nie znaleźli powodu (Chęci? Odwagi?), by stanąć w obronie Tutsi. Mało tego - autor opisuje, że po wszystkim mieli czelność snuć teorię, jakoby ludobójstwo w Rwandzie było aktem zaplanowanym przez kraje Zachodu, która miała zmniejszyć przyrost demograficzny kraju! 

Ten brutalna, szczera do bólu reporterska postawa Wojciecha Tochmana ma dla książki istotne znaczenie. Bo autor nie tylko opowiada. On też osądza, wprost wskazuje winnych. Ale nie chwyta się jednak taniego populizmu. Oddaje głos tym, którzy w tej opowieści powinni zabrzmieć najgłośniej. Wyciąga ich z ciszy zapomnienia, pozwalając podzielić się bólem i cierpieniem. 

Decydując się na “Dzisiaj narysujemy śmierć”, Wojciech Tochman wziął na swoje barki temat arcytrudny. Skala dramatu, który postanowił opisać, jest szalenie ciężka. Z tej próby zarówno reporterskiego kunsztu, jak i własnej ludzkiej odporności, autor wyszedł obronną ręką. Stworzył reportaż oskarżycielski, ale nie populistyczny. Brutalny, ale nie tabloidowo żenujący. Naturalistyczny, ale pozbawiony popkulturowej banalizacji śmierci. Także w warstwie językowej swojej książki reporter pokazał najwyższą klasę. W trakcie lektury czytelnik ma wrażenie, że każde słowo i każde zdanie jest dokładnie w tym miejscu, w którym powinno się znaleźć. Tu nie ma przypadkowości. 

Tom “Dzisiaj narysujemy śmierć” nie jest “zwykłym” reportażem. To umiejętnie nanizane owoce reporterskiej pracy, z których autor utkał przejmującą narrację, zachowując godność ofiar, ale też uczciwie oddając rzeczywistość kraju, którego społeczeństwo przerąbano - dosłownie - maczetą na pół. Niewielu podołałoby tak trudnemu tematowi, nie popadając przy tym w sztuczny patos czy niepotrzebną egzaltację. Wojciechowi Tochmanowi udało się doskonale.  

Wojciech Tochman, “Dzisiaj narysujemy śmierć”, Wydawnctwo Czarne, Wołowiec 2010.

4 komentarze:

  1. Przypomniałeś mi o Wojciechu Tochmanie i mam ochotę po niego sięgnąć choćby zaraz.

    Pamiętam go z ,, Wściekłego psa,, i to wspomnienia mocne odczuciowo, biorąc pod uwagę, że czytałam ok 2 lat temu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Wściekły pies" to betka w porównaniu z najnowszą książką Tochmana. Dawno mnie tak lektura nie bolała, jak teraz. To jest naprawdę mocne szarpnięcie nerwami czytelnika. Tylko dla twardzieli, niezależnie od płci ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli zapowiada się nieprzespana noc z dobrą książka.
    No i mam nadzieję, że temat mnie nie złamie mojego zapału.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przede wszystkim bardzo mocną książką. Pisałem tekst o niej świeżo po lekturze i język mi się mocno udzielił, ale wydaje mi się, że to dobrze. Tochman się spisał. A co do tematu - to jest bardzo mocna rzecz. Ostatnio tak mną poruszył "Archipelag Gułag". Nie porównuję ładunku politycznego obu książek, ale skala doznań jest podobna.

    OdpowiedzUsuń