sobota, 20 listopada 2010

"Zabójca z miasta moreli" - reporterska rozprawa o Turcji


Turcja od kilku lat stoi w swoistym rozkroku między Europą i Azją. Witold Szabłowski w reporterskim tomie "Zabójca z miasta moreli" te tureckie zapasy z własną tożsamością opisuje w sposób fascynujący.

Od mniej więcej dwóch lat wydawnictwo Czarne, należące do duetu literackiego Monika Sznajdermann-Andrzej Stasiuk, publikuje książki w serii “Reportaż”. Dotychczas ukazały się w niej m.in. takie dzieła, jak “Gottland” Mariusza Szczygła, “Polski hydraulik i inne reportaże ze Szwecji” Macieja Zaremby czy “Serce narodu koło przystanku” Włodzimierza Nowaka. I przyznać trzeba, że każda kolejna wydana w niej pozycja jest na równie wysokim poziomie - jeśli nie lepsza - od swojej poprzedniczki. A już wydany kilka tygodni temu tom “Zabójca z miasta moreli” Witolda Szabłowskiego zasługuje na miano reporterskiej perły oficyny wydawniczej z Wołowca.

30-letni Szabłowski jest - mimo dość młodego wieku - dziennikarskim. wygą Obecnie pisuje w “Gazecie Wyborczej” i jej reporterskim dodatku “Duży Format”, ma też w dorobku pracę dla tureckiej redakcji CNN czy TVN24. Turcja to Szabłowskiego wielka pasja i namiętność. W tomie “Zabójca z miasta moreli”, będącym zbiorem tekstów publikowanych wcześniej na łamach “Gazety” i “DF” autor połączył miłość do kraju Kemala Atatürka z dziennikarskim zacięciem i talentem. Efekt tej syntezy jest wyborny.

Turcja prezentowana przez Witolda Szabłowskiego to kraj sprzeczności. Niegdyś potężne mocarstwo, po I wojnie światowej dramatycznie osłabione i zredukowane do roli państwa średniej wielkości. Po pierwszym globalnym konflikcie, stery Turcji przejął Kemal Atatürk, który nie tyle państwo i społeczeństwo zreformował, ile - jak przekonuje Szabłowski - stworzył je na nowo. Wprowadzał świeckie obyczaje, rugował nadmierne wpływy religii i zastanego obyczaju, demokratyzował. Dziś Atatürk to postać otoczona religijnym wręcz - w mocno zlaicyzowanym przecież kraju - kultem. Autor ten swoisty fenomen wnikliwie opisuje, odkrywając przed czytelnikiem meandry tureckiej tożsamości.

Turcja opisana na kartach książki Szabłowskiego to kraj, w którym na jednym basenie wystrojona w kuse bikini dama może zażywać kąpieli obok kobiety okutej w pływacką wersję burki, by uniknąć karcących spojrzeń gorliwych religijnie rodaków. To kraj, w którym zwłaszcza mężczyźni są niemal chorzy na seks, ale jednocześnie zachowujący się jak klerycy, czerwieniejący na twarzy na dźwięk słowa “prezerwatywa”. To wreszcie kraj, którego stolica przypomina inne europejskie metropolie,za to prowincja wygląda tak, jakby czas zatrzymał się tam kilkadziesiąt lat temu. Szabłowski te sprzeczności wychwycił doskonale, opisując je w sposób zarówno daleki od banalnych uproszczeń, jak i stroniący od - zdarzającego się przecież dość często - zachodnioeuropejskiego poczucia wyższości. Autor w swojej książce pełni rolę przewodnika i “szperacza w zakamarkach”, oprowadzającego czytelnika po Turcji zupełnie innej niż ta prezentowana w kolorowych turystycznych folderach. I okazał się znakomitym towarzyszem podróży.

Niektóre w tekstów zawartych w “Zabójcy z miasta moreli” są wręcz brawurowe. Ot, choćby tytułowy reportaż o Alim Agcy, który w 1979 r. dokonał zamachu na papieża Jana Pawła II. Skąd owe morele? Bo Malatya, rodzinne miasto Agcy, słynie - jak pisze Szabłowski - z nudy, klubu piłkarskiego i dorodnych moreli właśnie. To znakomita, choć krótka opowieść o życiorysie zamachowca. Autor dotarł nawet do jego krewnych, by poznać odpowiedź na pytanie, dlaczego Agca zdecydował się na taki kroki. To kawał dobrej dziennikarskiej roboty.

Podobne wrażenie robi opowieść o dramatycznych losach imigrantów, chcących się dostać z Turcji do Grecji. Problem uchodźców - żyjących w głodzie, traktowanych przez pograniczników jak bydło - jest w głównym nurcie debaty publicznej zupełnie marginalizowany. Ale to, że o czymś się nie mówi, nie znaczy, że problem znika. O przerażających losach uciekających do Europy Afrykańczyków pisał w “Afrykańskiej odysei” niemiecki reporter, Klaus Brinkbäumer. Jego praca zebrała doskonałe recenzje. Zasługuje na nie również Szabłowski, który w “Zabójcy z miasta moreli” w poruszający sposób opisał to, co dzieje się na granicach Unii Europejskiej, z dala od sytych i szczęśliwych miast czy miasteczek. Rozmawiał m.in. z przemytnikami wożącymi ludźmi na greckie, unijne już wybrzeże. Ten reporterski wysiłek i docieranie do źródeł dodaje jego książce dodatkowej wartości.

- Turcja za wszelką cenę chce być zachodnia i nowoczesna. Zrobilibyśmy wszystko, by się wam przypodobać. Pół wieku temu posłaliśmy wojska do Korei, żeby Amerykanie się z nami liczyli. Co dostaliśmy w zamian? Nic! Nawet wiz nam nie znieśli. Ubieramy się w dżinsy, robimy filmy na wzór waszych. A wy ciągle przyjeżdżacie i kręcicie nosami - narzeka na kartach książki imam Halil Yousuf. Te słowa wydają się być idealną puentą dominujących dziś w Turcji nastrojów. Z jednej strony Turcy chcą być - i wielu już tak się czuje - Europejczykami, z drugiej jednak zarzucają światu czy Europie, że nikt się z nimi nie liczy.

Turcja nie tylko geograficznie, ale też politycznie, obyczajowo czy społecznie jest na pograniczu. Bieguny, między którymi oscyluje, wydają się być oczywiste, a ich kształty wiadome. Tyle, że dobrego reportera nie powinno zadowalać to, co przyjmuje się za pewnik. Powinien drążyć, szukać, wyciągać na wierzch sprzeczności i pozwalać czytelnikowi zrozumieć. W tej roli Witold Szabłowski ze swoim tomem “Zabójca z miasta moreli” odnalazł się doskonale.

Witold Szabłowski, “Zabójca z miasta moreli. Reportaże z Turcji”, wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz