środa, 17 lutego 2010

Kapuściński jak pomnik - nie dotykać, podziwiać z daleka?

"Rzeczpospolita" podaje, że Alicja Kapuścińska - wdowa po Ryszardzie Kapuścińskim - próbuje zablokować w sądzie premierę biografii wybitnego reportera, napisaną piórem Artura Domosławskiego. Cóż, o tym, że ta książka będzie kontrowersyjna, mówiono od dawna. Ale żeby aż tak, by posuwać się do cenzury prewencyjnej?

We wtorkowej "Rzepie" znalazł się długi tekst o pretensjach Alicji Kapuścińskiej do Domosławskiego o tezy zawarte w jego książce. Temat szybko podchwyciły pozostałe media. Na Facebooku powstała nawet specjalna grupa o nazwie "Dajcie się ukazać biografii Kapuścińskiego!". Słowem, afera na całego.

I trudno się dziwić temu wybuchowi emocji, bo zachowanie wdowy po wybitnym reporterze jest - delikatnie mówiąc - niezrozumiałe. Bo jakie zarzuty stawia ona autorowi? Po pierwsze, że wspomina, iż Kapuściński był zarejestrowany w aktach SB jako współpracownik. I chciałoby się rzec: co z tego? Domosławski to nie Grzegorz Braun, jestem przekonany, że potraktował ten wątek życia Kapuścińskiego obiektywnie, z dystansem i powstrzymał się od ferowania wyroków. Poza tym, o Kapuścińskim w agenturalnym kontekście pisał swego czasu "Newsweek" i jakoś wtedy p. Alicja nie domagała się w sądzie, by wycofać ten numer tygodnika z kiosków. Dlatego teraz próba wstrzymania premiery książki jest kuriozalna i niebezpieczna, bo zakrawa na cenzurę.

Drugim argumentem, który wysuwa Alicja Kapuścińska, jest to, że Domosławski odkrywa, jak jej mąż w swoich książkach ubarwiał fakty. To już zarzut z przysłowiowej czapy. Bo o literackości reportaży Kapuścińskiego - nie w sensie ich literackiej wartości, ale w kontekście "podkręcania" faktów - powie każdy zapytany krytyk literacki czy filolog. Ta wiedza jest wiedzą powszechną i nie ma co zaklinać rzeczywistości. Sam autor wiele razy podkreślał, że nie stronił od pewnej dowolności w opisywaniu tego, co doświadczył. Bo liczył się efekt i sens przekazu. Dlatego - tu znów odwołam się do etyki dziennikarskiej Domosławskiego - nie wierzę, by w biografii Kapuścińskiego autor potępiał go w czambuł. Przecież to sprawa, o której wiadomo od dawna i nikt nie robi z tego specjalnej sensacji.

Dziwię się p. Alicji Kapuścińskiej, że chcąc bronić dobrego imienia swojego męża, posunęła się do złożenia pozwu sądowego. Takie rozwiązania tylko psują debatę publiczną. Przecież sam Kapuściński wiele razy podkreślał, że wolność słowa to dobro nadrzędne i nic nie powinno krępować swobodnej debaty. Domosławski przeanalizował jego życiorys, jak sam mówi, z pozycji burzenia pomnika. Ale nie tak, by odciąć głowę królowi, tylko pokazać go jako normalnego człowieka. Co wizerunkowi Kapuścińskiemu raczej tylko pomoże. O co więc cały ten krzyk? Czy naprawdę trzeba pisać "po linii partyjnej", bo Ryszard Kapuściński wielkim pisarzem był?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz